Forum www.wormsandbionicle.fora.pl Strona Główna www.wormsandbionicle.fora.pl
Forum o Worms, Bionicle oraz Hero Factory
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

[Oficjalny Fan Fick Forum] Wojny Klanów
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wormsandbionicle.fora.pl Strona Główna -> Fan Fic & Work
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Jak ci się podoba mój Fan Fick?
Świetny!
75%
 75%  [ 3 ]
Niezły
25%
 25%  [ 1 ]
Taki sobie...
0%
 0%  [ 0 ]
Popracuj, oj popracuj...
0%
 0%  [ 0 ]
Totalny Żal
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 4

Autor Wiadomość
ChaosMaster
Mod (ekspert od Worms)
Mod (ekspert od Worms)



Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Znikąd
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 12:27, 13 Sie 2008    Temat postu: [Oficjalny Fan Fick Forum] Wojny Klanów

Pewnie myślicie, o co chodzi w "Wojnach Klanów". Może przetłumaczę to na język forumowy "Wojny Grup". Tak. Bedę robił opowieść o Wojnach Bractwa Czarnego Feniksa, Grupy Świetlistego Orła oraz Worms Users. To moja pierwsza "Fanowska Opowieść", więc może ten Fan Fick nie okazać się dobry. Okej, zaczynam.

Wojny Klanów

Rozdział 1 Plotka

Cytat:
Ner`Zhul biegł jak burza pomiędzy korytarzami Forum. Nagle zatrzymał się przy dziale "Bractwo Czarnego Feniksa". Próbował sobie przypomnieć, po co w ogóle biegł. Gdy zobaczył Razalla przy drzwiach wejścia, przypomniał sobie i podbiegł do niego. Razall nie zważał na niego uwagi, i gdy był bardzo blisko, odwrócił się i:
- Buaaaaaa! - krzyczał. - Jestem straszny, zjem cię!
- Znowu chciałeś mnie przestraszyć Ponurym Żniwiarzem - odparł spokojnie Ner`Zhul. - A tak przy okazji, jest tam w środku Kraahkanuva?
- Jest - odpowiedział Razall. - Prawie dostał kur... to znaczy nerwicy przez zebranie z Orzełkami.
- No to wchodzę - powiedział stanowczo Ner`Zhul i odwrócił się do Razalla. Ten mu pokazywał palec mały i wkazujący, mówiąc:
- Ave Satan!
- Ave Satan! - odparł Ner i wszedł do sali.
Sala była ogromna, świece na ścianach odgrywały atmosferę horroru, a wielki żyrandol o kształcie czaszki przyprawiał o dreszcze. Trochę dalej na tronie siedziała osoba, podpierająca się prawą ręką. Była zamyślona. Ner`Zhul wykorzystał bardzo dobry moment, żeby go jeszcze czymś wnerwić.
- Witaj, panie
Kraahkanuva podniósł głowę i, zobaczywszy Ner`Zhula, wstał i powiedział.
- Czego chcesz, Ner?
- Podobnież słyszałem od Razalla, że jesteś wnerwiony po zebraniu. Mam pewną ci wiadomość do przekazania.
- Byle szybko, mam jeszcze kilka spraw - odparł Kraahkanuva i złożył miecz.
- Plotki na forum, jak to na forum - zaczął Ner`Zhul. - Słyszałem, że Worms Users i Orzełki chcą się połączyć w jedno bractwo.
Kraahkanuva usłyszawszy to, usiadł na tronie i zakrył twarz w rękach. Siedział tak przez chwilę, jakby zaraz miał powiedzeć "To niemożliwe!". Ale potem wstał i odepchnął Ner`Zhula tak, że prawie przebił drzwi.
- Zostaw mnie samego! Wynoś się! - krzyknął Kraahkanuva.
Ner`Zhul bardzo szybko wyszedł z sali, w połowie w strachu, w połowie z radości...
Następnego dnia, piszący na forum Dynamite, słyszał jakieś tupania dwóch istot. Chciał wyjrzeć, ale nie mógł przerwać. W końcu wziął za broń i wyjrzał. Tymi dwoma osobami był Gorn i Adamziomal. Dynamite, drapiąc się po głowie, myślał:
- "Co oni tu robią w postaci tytanów?"
Tymczasem Adamziomal mówił do Gorna:
- Co teraz zrobimy? Ta walka pomiędzy grupami to szaleństwo!
Gorn, myślami gdzie indziej, ocknął się i powiedział do Adamziomala:
- Co... co mówiłeś?
- CO ZROBIMY?!
Dynamite zawołał Gościu i obaj patrzyli na dwójkę przez dłuższą chwilę. W końcu Gościu nie wytrzymał, podszedł do nich i się zapytał:
- Co wy tu robicie, do jasnej?!
- Planujemy połączenie dwóch Bractw - uśmiechnął się szyderczo Gorn.


Rozdział 2 Goniec
Cytat:
Rankiem Takanui wszedł na forum. Szedł powolnie jak ślimak, gdyż nic dzisiaj nie chciało mu się robić. No cóż, być moderatorem nie jest takie łatwe. Owszem, można wstawiać osty, być strażnikiem forum, co jest też wyczerpujące ciągłe wchodzenie na forum.
Podczas drogi Takanui miał pewne przeczucia dotyczące FWiB. Dlaczego miał wstać tak wcześnie?(nawet nie zdążył zjeść śniadania). A może coś znowu z bractwem? Po pewnym czasie drogi napotkał Nukora, trzymającego jakiś list.
- Co tu robisz o tej porze? - zapytał zdziwiony Nukor na jego widok. - Czy nie powinieneś teraz spać?
- A ja wiem co za idioci mnie przysłali o tej godzinie? - odpowiedział mu zaspany Takanui.
- To skądś się dowiedziałeś?
Zamiast odpowiedzi Takanui próbował sobie przypomnieć od kogo się tej wiadomości. Tymczasem Nukor włożył mu w ręce list i poszedł na palcach do działu "Skarg i Zażaleń". Takanui przypomniał sobie, ale gdy zobaczył list w jego rękach, otworzył kopertę i zaczął czytać:

Witaj!
Jak już pewnie wiesz nasze bractwo i Worms Users podupada,
więc wczoraj z Adamziomalem rozmyślaliśmy nad połączenie-
m dwóch bractw. Wtedy stalibyśmy się wielką potęgą, która
zniszczyłaby nawet Czarnych Feniksów. Od dawna nad tym r-
ozmyślałem sam, potem okazało się, że Adamziomal nad tym
samym. W końcu zebrali się nie którzy i postanowiono, że tak
byłoby lepiej. W końcu Bractwo Czarnego Feniksa nie przesz-
kadzało by nam, wręcz przeciwnie, uciekali by w popłochu.
Czekam na odpowiedź.
Gorn

Tymczasem na zebraniu Bractwa Czarnego Feniksa.
Na zebraniu byli nawet ci, którzy nie byli nigdy w bractwie. Są to między innymi: IceAge, Scorpion itd. . A pozostali to: Razall, Ner`Zhul, Marlon123. Nie było tylko jednej osoby, a mianowicie Adamziomala. Od większego czasu go nie ma. Nagle Kraahkanuva zażądał ciszy.
- Wczoraj - zaczął Kraahkanuva. - Przyszedł do mnie jeden z bractwa. Powiedział mi, że podobnież ma się połączyć Worms Users z Orzełkami. Niech ta osoba wstanie.
Ner`Zhul mimo tego nie wstawał, ale gdy go Razall kopnął w kolano, wstał i udało mu się powstrzymać przeraźliwego "Au!". Gdy zauważył, że wszyscy na niego się patrzą, powiedział:
- To byłem ja, panie.
- Wczoraj mi powiedziałeś tą plotkę, tak? - zapytał go złowieszczo Kraahkanuva.
- Tak - odpowiedział niepewnie Ner.
- Więc może cię zadziwię, ale to okazało się prawdą.
Nagle Ner`Zhula coś strzeliło. Jego myśli przewinęły się do momentu wypowiedzenia plotki. Przypomniał sobie, że on to specjalnie powiedział, ot tak, dla zabawy, żeby go zdenerwować. Nie wierzył, że to, co bredził, okazało się prawdziwe.
- Dobra, usiądź - rozkazał Nerowi Kraahkanuva. - Z tego powodu chcę wysłać gońca na PFB, żeby tamci nam pomogli. Kto się zgłasza?
Tymczasem Ner`Zhul gadał z Razzem.
- Dziwne, naprawdę dziwne - powiedział Ner. - Co ja teraz zrobię? Jeśli się dowie, że gadałem bzdury, wywali mnie z bractwa, albo co gorsza, zbanuje!
- Nie martw się - Razall powiedział stanowczo. - W końcu mam w zanadrzu przyjaciela.
- Kogo? - zapytał Ner.
- Ponurego Żniwiarza!
W końcu wybrano IceAge`a. Nastęnego dnia Kraahkanuva i pozostali członkowie bractwa, oczywiście bez Adamziomala, pożegnała IceAge`a.
- Niech ci Czarny Feniks oświetla drogę - Kraahkanuva poklepał po ramieniu gońca.
A Razall:
- Ave Sat...
- Zamknij się! - krzyknął Kraahkanuva. - Tylko byś o szatanie śpiewał, myślał, gadał i co tam jeszcze.
W końcu IceAge ruszył w drogę. Członkowie bractwa poszli, oprócz Ner`Zhula.
Kiedy goniec zniknął mu z oczu, odszedł...


Rozdział 3 Pierwsze Uderzenie cz.1
Cytat:
Takanui biegł jak tornado, burza, błyskawica, wiatr, po prostu biegł bardzo szybko, żeby tylko znaleźć Gorna. W końcu ujrzał Kalmachiczka, który o mało co nie zasnął przy czacie. Takanui zapytał się szybko:
- Gdzie jest Gorn? Gadaj!
- Co? Co? - rozglądał się Kalmachiczek. - Kto to mówi?
- To ja, idioto!
Kalmachiczek, zamiast odpowiedzi wskazał drzwi do działu Forum Pojednawczego. Takanui pobiegł w stronę drzwi i o mało co nie wyważył drzwi. W końcu, gdy ujrzał Gorna, odwrócił go i się zapytał:
- O co ci chodzi?!
Gorn próbował sobie przypomnieć, co miał do Takanuiego. W końcu sobie przypomniał i powiedział:
- Sam pewnie czujesz - powiedział spokojnie Gorn. - Że tak powinno być. Z drugiej strony nie do mnie ta sprawa, tylko do Adamziomala. Ogólnie to jego pomysł.
- Przyszłem do ciebie z powodu tego - Takanui gorączkowa próbował znaleźć list, który dał mu Nukor. W Końcu znalazł i rzucił mu pod nogi.
- Ech, Takanui. Zróbmy to szybko i bezboleśnie.
- Co mamy zrobić? - zapytał się Takanui.
- Pierwsze uderzenie, rzecz jasna - zaśmiał się Gorn.
Tymczasem Kraahkanuva czekał na pierwsze wiadomości dotyczące Gońca. Raz po raz myślał, że mógł zabłądzić i wejść na inne forum. Ale nadzieję dawał mu Ner`Zhul. "Tylko się spóźnia, spokojnie". Kraahkanuva też się bał, że jeśli teraz by Orzełki i Wormsiaki zaatakowały, wysłanie gońca by było zbędne. Czuł się jak wójt bezbronnej wioski, przy której stoi cała horda barbarzyńców, żeby tylko czekała na odpowiedni moment, i wybija potem wszystkich w pień. Gdyby była to prawda, Kraahkanuva dawno by się poddał. Kraahkanuva o mocy światła by się poddał, a ten Kraahkanuva będzie walczył do ostatniej kropli, gdyż nie zniesie faktu, że przegra. Nagle podszedł do niego Razall i powiedział:
- Wyluzuj, niedługo wróci i wygramy z nimi. Musisz po prostu wyluzować.
Kraahkanuva w końcu się uśmiechnął, a nie uśmiechał się przez ostatnie dni. W końcu poszedł do swojej sali i ostatni raz spojrzał na miejsce, w którym pożegnał się z IcEaGe`em, po czym poszedł.
Wieczorem Gorn i reszta, czyli Takanui, Nukor, Kalmachiczek, Adamziomal Dynamite stali nad mapą, którą rysował Gorn. Mapa raczej przypominała jakiś rysunek dziecka niż mapę. Dynamite nie mógł się powstrzymać od śmiechu, a Takanui kręcił głową. W końcu zdenerwowany Nukor zapytał się Gorna:
- Powiesz w końcu, kiedy atakujemy do jasnej ch****?!
- Już już - odpowiedział Gorn, po czym pokazał mapę. - Tu schował się Kalmachiczek, a tu z nienacka Takanui zaatakuje Ner`Zhula, po czym Ja z Adamziomalem przez wentyl wchodzimy do sali Kraahkanuvy. Nie spodziewają się takiego ataku.
- W końcu zacząłeś myśleć - powiedział zaśmiany Dynamite.
Gdy wszyscy się przygotowali, zaczęli się skradać w kierunku bractwa. Adamziomal i Gorn weszli na dach, po czym Takanui stał pod ścianą. Gorn dał znak Kalmachiczkowi, żeby zaczął operację. Kalmachiczek wziął pochodnię i rzucił w stronę Razalla. Razall zemdlał, po czym Kalmachiczek pobiegł w jego stronę i zawiązał mu ręce. Adamziomal i Gorn zaczęli wchodzić do wentylu, zaś Takanui gorączkowo szukał Ner`Zhula. Zamiast miejsca w którym powinien być, latał sobie nietoperz, który przyglądał się Takanuiemu, po czym odleciał, ale w połowie drogi Takanui usłyszał jakby stanięcie na ziemi. Na wszelki wypadek wyjął miecz i usłyszał bieganie. Pewnie Kalmachiczek, pomyślał, ale nagle poczuł kopnięcie w brzuch i padł na ziemię. Z cieni wyszedł Ner`Zhul.
- Proszę, proszę - zaśmiał się Ner. - Jesteś tylko bezbronną żarówką, którą zaraz odkręcę.
Zdziwiony Takanui uderzył w niego mieczem, ale on go łatwo zablokował. Wtedy Ner`Zhul rzucił w niego kulą mrozu. Gdyby nie unik Takanuiego, już by był lodowym posągiem. Wziął miecz w obie ręce i pobiegł w stronę Ner`Zhula. Ner`Zhulowi nie udało się sparować ciosu i do tego Takanui wycelował w niego kulę światła. Ostatnim tchnieniem obronił się kulą mroku. Walczyli ze sobą zaciekle, każdy nie dawał się drugiemu. Takanui zadawał ciosy zaciekle, ale Ner`Zhul z łatwością je blokował i sam uderzał, gdy Takanui parował je zaklęciami. W końcu Ner`Zhul poczuł zmęczenie i puścił miecz, bo nie mógł go już utrzymać. Takanui zaśmiał się i wskazał na niego palcem:
- Musisz jeszcze się dużo nauczyć, żeby ze mną wygrać, wygrać z toa światła - powiedział Takanui po czym wymierzył ostateczny cios.
Tymczasem Gorn i Adamziomal nie mogli znaleźć w wentylach wejścia do sali. A to było za ciasno, a to był ślepy zaułek. W końcu Adamziomal zaryzykował i zaświecił. Okazało się, że nie są w wentylach, tylko... na dachu. Gdy Gorn się o tym dowiedział, rzucił miecz i powiedział:
- Jak mamy się tam dostać? Ja się poddaje.
- Możemy wejść na przykład frontowymi drzwiami.
Gorn niedowierzanie spojrzał na główne wrota. Były rzeczywiście otwarte. Uderzył się w głowę ze swojego idiotyzmu. Adamziomal zeskoczył z dachu. Za nim Gorn. Obaj wszedli do sali. Zdziwili się, że Kraahanuvy nie było. Gorn podszedł bliżej do tronu i ujrzał kartkę. Na niej było napisane:

Ha ha! Daliście się nabrać! Idioci!

Po czym Kraahkanuva zamknął wrota i stał z Marlonem. Kraahkanuva trzymał w rękach Nukora, któremu zakleił usta. Obaj śmiali się z Adamziomala i Gorna. Adamziomal podniósł miecz i powiedział:
- Co to są, jakieś żarty?!
- O nieee - powiedział szyderczo Kraahkanuva. - To są fakty.

Rozdział 4 Pierwsze Uderzenie cz.2
Cytat:
Kalmachiczek cieszył się przez dłuższą chwilę. Cieszył się z powodu powalonego Razalla. Z daleka słychać było brzęk uderzających się mieczy. Podszedł bliżej. W jednej postaci ujrzał Takanuiego, lecz nie poznał drugiej postaci. Druga w części przypominała mu Nuparu, lecz po masce było widać, że to nie on. W końcu ta postać pobiegła w stronę Takanuiego. Już poznał kto to. To był Ner`Zhul.
Tymczasem Gorn i Adamziomal patrzyli przez dłuższy czas na Kraahkanuvę i Marlona. Obaj myśleli o tym samym: ale z nas debile. W końcu pierwszy odezwał się Kraahkanuva.
- Myśleliście, że mnie przechytrzeliście? Jestem od was szybszy. W walce i w myśleniu. Cały plan przekazał mi Ner. Teraz jesteście w pułapce. Wybierajcie: albo puszczam was wolno i zginie nukor, albo nukor zostaje, a wy giniecie. Co wy na to?
Niestety byli bezradni.
Dynamite biegł jak tornado w kierunku miejsca spotkania. Oczywiście mógł polecieć Axalarą, ale oddał do naprawy, bo wiedział, żeby nie dawać nic dzieciom (czyt. Kalmachiczkowi). W Końcu doszedł do miejsca, ale nikogo nie było, za to usłyszał brzęk mieczy na dole (miejsce spotkania rozgrywało się na wzgórzu). Kiedy spojrzał na Kalmachiczka, od razu się zorientował, że spotkanie już dawno się skończyło i teraz walczą. Kiedy ujrzał dwie postacie walczące, jak samobójca skoczył w dół, ale przy końcu złapał się gałęzi i spadł w jednym kawałku. Wyjął broń i przygotował się.
Ner`Zhul był już bardzo zmęczony walką z Takanuim. Miał rację, Takanui jest moderatorem i ma większą siłę niż normalny użytkownik. W każdej chwili zdawało mu się, że każde uderzenie może być tym ostatnim. Ale nie. Za każdym razem miał siłę na jeszcze jedno uderzenie. I tak ciągle. W końcu Takanui wiedział, że można zaryzykować dużą kulą światła, gdyż można obudzić pozostałych użytkowników. Ale się poświęcił i strzelił w stronę Ner`Zhula kulę. Ner był tak zmęczony, że nie zdążył uniknąć i kula w niego całkowicie trafiła. Takanui triumfalnie spojrzał na Dynamite`a i Kalmachiczka. Wszyscy myśleli o tym samym.
Dziś wygramy!
Scorpion ujrzawszy kulę światła przebudził się i spojrzał przez okna. Kula światła dobiegała z działu bractwa czarnego feniksa. Spojrzał na swoją broń w szafce. Dawno jej nie używał, ale kusiło go, żeby tam pójść i zobaczyć. W pomocy weźmie morduka14. W końcu doskoczył do szafki i wyjął swoje miecze. Obudził morduka, po czym obaj popełzali w stronę BCF.
Gorn chciał wszystko rzucić i poddać się Kraahkanuvie (bo tutaj nie mogą używać postaci tytanów), ale na duchu przytrzymywała mu świadomość, że jeśli Takanui pokonał Ner`Zhula, to wygrają. Bał się trochę, Ner miał w zanadrzu kilka sztuczek. Po minie Adamziomala poznał, że myśli najprawdopodobniej o tym samym. Ale jeśli Ner`Zhul zabił Takanuiego, a potem bezproblemowo Kalmachiczka? Strach pomyśleć. Chwilę później Kraahkanuva dał Marlonowi Nukora, po czym wyjął miecz.
- Mieliście czas na odpowiedź. Niestety czas się skończył, a nagrodą pocieszenia jest śmierć.
Gorn przygotował miecz laserowy, podobnie i Adamziomal. Gorn wiedział, że to koniec. Ale chwila. Co z jego mocą? Zielona moc, panowanie nad zwięrzetami. Kraahkanuva przetrzymywał kilka niazesków (zmutowanych), które mogłyby się przydać w walce z Kraahkanuvą. W końcu zaczął świecić na zielono i gdy chciał użyć mocy, Marlon uderzył w niego jakimś pociskiem, który... zablokował mu moc! Gorn wiedział, że to już koniec. Kraahkanuva zaśmiał się, po czym podszedł do Gorna i wziął go za szyje i rzucił w stronę Adamziomala.
- Co za szkoda. Nie macie ze mną szans. Pogódźcie się z tym, że wasze ciała ozdobią moją salę, albo niazeski bedą miały w końcu co żryć. A co ja będę gadał o Duperelach. Proszę. Administrator i jego służący, moderator. Nie mogą sobie poradzić.
Na zewnątrz Takanui dumnie podniósł miecz, Kalmachiczek rękę, a Dynamite tarczę. Ta walka dla nich była już skończona. Wystarczy wejść do sali i ubić Kraahkanuvę. Nagle cała trójka spojrzała w miejsce, gdzie Takanui zabił Ner`Zhula. Nie było niczego w tym miejscu, tylko wyrwa w ziemi. Ale słyszeli coś właśnie z tego miejsca. Kalmachiczek podszedł do głosu. Po czym nagle z ziemi wyjrzała ręka. To nie była ręka Ner`Zhula. To była ręka czegoś wielkiego. Potem wyjrzała druga ręka, następnie wyszedł cały. Było ciemno, więc dokładnie nie było można poznać kształtu postaci. Był za to wielki. Przypominał Megatrona, o tak był wielki. Nagle Dynamite zauważył, że nie ma Kalmachiczka. Spojrzali obaj w górę, zobaczyli Dark Ramę, pupilka Ner`Zhula, który trzyma Kalmachiczka. W końcu duża postać coś przemówiła:
- Aaa... Jak to dobrze wrócić do tego świata. - Po czym postać natychmiast się zmniejszyła. Z cieni wyjrzał Ner`Zhul.
- Mnie tak nie łatwo pokonać - powiedział Ner`Zhul. - Oj tak, nie łatwo... Scorpion w końcu doszedł do BCF. I zobaczył coś latającego. Zapewne Dark Rama, pomyślał. Podszedł trochę bliżej i ujrzał trzy osoby. Takanuiego, Dynamite`a oraz Ner`Zhula. Zaś Dark Rama trzymał Kalmachiczka. W końcu wstał, Morduk przypadkiem się przewrócił, dlatego cała trójka spojrzała na Scorpiona.
- No - powiedział uśmiechając się Ner. - Teraz będzie fair-play.
Kazał Dark Ramie odlecieć, wcześniej upuścił Kalmachiczka i Takanui, Dynamite i Kalmachiczek stali na wprost Scorpiona, Ner`Zhula i Morduka. Po chwili Ner`Zhul zmienił się w swoją przed chwilową dużą postać. Gdy na niego spojrzali, całą piątkę zamurowało.
Oto Ner`Zhul przemienił się w swoje Apocaliption Form.

Rozdział 5 Walka I tu I tam
Cytat:
Tym razem pierwszy raz Adamziomal poczuł, że naprawdę się boi. Kraahkanuvy i jego sługusów. Po prostu nie miał siły. A wszystko tak nagle przepadło... Przecież w planie wszystko układało się jak trzeba, to dlaczego się nie udało. Kraahk wziął go na haczyk. Przypomniał sobie zebranie. Wszyscy uśmiechnięci, nawet Gorn, który organizował wszystko. Wszyscy myśleli, że już wygrali. Ale Kraahkanuva trafił w czułe miejsce. Nie wystawił straży, a główne wrota były otwarte, przez co Orzełki i Usersi nawet nie pomyśleli o przygotowaniu się, tylko szli na zwłokę. A strażnicy, jak na przykład Ner, byli dobrze poukrywani, a Kraahkanuva zastawiał pułapkę, jak ktoś wejdzie przez główne wrota. Sam nie dowierzał temu, o czy myślał. Że przegrali.
Tymczasem Takanui myślał o podobnych rzeczach co Adamziomal. Też mu było głupio, że w ogóle nie spodziewał się takiego przebiegu wydarzeń. Przed jego twarzą mijały obrazy, kiedy też mu się wydawało, że już przegrał i nie ma co walczyć. Oto przed nim stały trzy osoby: Scorpion, najemnik Kraahkanuvy, demoniczy błazen, Morduk14, tępy wojownik, który żyje tylko duperelami. I Ner`Zhul, napakowany gigant, chytry, ale słaby czarny rycerz. U boku miał Kalmachiczka, który i tak nic nie zdziała. Idiota, pomyślał. Zaś z jego lewej stał Dynamite, jeden z Usersów, inżynier, więc do walki niezbyt się nadaje. I w końcu on sam, toa światła, który nie mógł sobie poradzić z jakimś durnym wojownikiem, który właśnie się patrzy na niego, i uśmiecha się jak do robaka, którego ma zaraz zgnieść. Zaraz ma się zacząć walka na śmierć i życie, w której i tak jest niczym. Kalmachiczek się nie nadaje, podobnie Dynamite. Teraz liczy tylko na siebie. Chętnie skręcił by kark Ner`Zhulowi, gdyby mógł. To w końcu przez niego może przegrać, albo na pewno przegra. Zebrał wszystkie siły, podniósł miecz i pobiegł w stronę Nera, który cios ten zablokował. Miało to oznaczać rozpoczęcie walki.
Kraahkanuva miał wyrzuty sumienia, przez co przez chwilę przestał się uśmiechać i opuścił miecz (i głowę). Nie chciał w końcu zabijać Admina. Bez niego to forum przestanie istnieć, a wygrana nic tu nie da. Musiał coś wymyślić, żeby go przynajmniej zamknął, bo, jak już mówił, nie może go zabić. Więc Adamziomal przygotowywał się na ostatnie uderzenie, ale zamiast tego Kraahkanuva rzucił do niego czy w niego, Adam tego nie wiedział. Ale, jak wiedział Kraahkanuva, Adamziomal wziął ten miecz i schował swój. W głowie miał miętlik, więc zapytał zakłopotanie:
- Dlaczego mi rzuciłeś miecz? I dlaczego nie chcesz mnie zabić? Powiedz!
- Lepiej, żebyś umarł w uczciwej walce, niźli, jak przestępcy, szybko i bezboleśnie. No cóż, nie dziw się. Jestem toa cienia, jestem zły, więc moim celem jest zadawanie bólu, a nie zabijanie bez niego. Wtedy rzeźnia traci sens. Rozumiesz? Podobnie jest jak robienie komputerów. W wiele miesięcy zrobisz super, a w 1 czy 2 dni też zrobisz, ale w ogóle bezużyteczny i na złom. Podobnie jest z zadawaniem bólu. A więc, wstań, powiedz, nie jesteś sam! - powiedział Kraahkanuva i podniósł miecz - Nie lenić się! Niech się zacznie walka!
Adamziomal podniósł miecz, uśmiechnął się, i pomyślał: "Kraahkanuva to równy gość.". Po czym wydał okrzyk bojowy i rzucił w stronę Kraahkanuvy.
- Dynamite! Uważaj! Z lewej! - krzyczał Takanui. Rzeczywiście, z jego lewej strony biegł Scorpion z kulą ognią wycelowaną w Dynamite`a.
Takanui, jak spojrzał przed siebie, dopiero zauważył, że Ner`Zhul rzucił w niego kilka razy nożami. 3 uniknął, jeden odbił, ale jeden nóż trafił mu w nogę, i drugi, jak na złość, w rękę. Nie wiedział, za co się trzymać: za nogę, czy za rękę. Nagle usłyszał krzyk. To Morduk14 mordował Kalmachiczka. Dobrze mu tak, mądrzył się, myślał zły Takanui. W końcu wstał i wyjął noże, a rany uśmierzył mocą światłą. Ner`Zhul swoją włócznią machnął w tułów Takanuiego. Gdyby nie padł, to by go przecięło na pół. Szybko wstał i zdążył sparować uderzenie Nera. Nagle zauważył, że na wzgórzu ktoś stoi. Gdyby tak mógł tu przyleźć i pomóc Takanuiemu. Ale jak na zawołanie postać zaczęła schodzić i iść w stronę walki. Nagle Takanui poczuł straszny ból. Tak straszny, że chciałby się zabić. Ból dochodził w okolice lewej ręki. Gdy na nią zobaczył, zbladł wmurowany... Nie miał ręki!!! Wyrwana ręką była trochę dalej do tyłu. Zawrzał w nim gniew. Ledwo wstał, wziął miecz i wydał dziki okrzyk, po czym pobiegł z mieczem do Ner`Zhula i grzmotnął w niego z całej siły. Ner`Zhul poczuł tylko łaskotanie i odpechnął go mocą mroku do ściany. Tak naprawdę, jak myślał, on już nie żyje. Nagle Scorpion tak uderzył rękojeścią miecza w Dynamite`a, że zemdlał. Kalmachiczek też jest nie przytomny, prawie na wpół martwy. Cała trójka do niego podszedła. Wszyscy uśmiechali się złowieszczo. Ner`Zhul zaczął mówić:
- Patrzcie. Toa Światła, bardzo silny, a jaki głupi. On by muchy nie zranił
- Wreszcie się zemszczę za pokonanie mojej armii - powiedział Scorpion, po czym z całej siły pięścią uderzył mu w maskę. Żeby nie mógł się ruszyć, Ner`Zhul go podtrzymywał. Morduk14 "ostrzył" sobie miecze o jego nogi.
- "Teraz może uratować mnie tylko Mata Nui" - myślał rozklejony Takanui. - "Dlaczego właśnie ja? Dlaczego? Dlaczego Ner uwziął się właśnie na mnie? DLACZEGO?!"
Po czym Ner wycelował w niego rękę, gotując ją do rzucenia ostatniego zaklęcia.
- A teraz - powiedział Ner. - A teraz powiedz ostatnie życzenie, świetliku...
Wtem Adamziomal radził sobie nie najgorzej. Co prawda, Kraahkanuva dwa czy trzy razy uderzył go naprawdę krytycznie, ale widać szczęście mu sprzyjało. Kraahkanuva sam się zdziwił szczęściu Adamziomala. Tymczasem Adamziomal zrobił cięcie w powietrzu, żeby go zmylić, a potem podciął mu nogi, przez co potłukł się boleśnie. Wszedł na niego Adamziomal i powiedział mu prosto w oczy:
- A teraz ja dodam coś od siebie. Ja jestem Administratorem, przez co moim zadaniem jest ochrona zagronionych użytkowników oraz ich poprawianie. Obrona - przed tobą. Kiedy na ciebie codziennie patrzę, myślę, że to szatan cię przysłał. Byłeś moim przyjacielem, fałszywym przyjacielem. Pomagałeś mi, walczyliśmy ramię w ramię. A ty mnie bezczelnie zdradzasz. Dlaczego? Co ja ci zrobiłem? Powietrz mi, prosto w oczy. Powiedz, dlaczego zdradziłeś nas wszystkich!!!!!
- Powiem ci, przyjacielu - odpowiedział mu Kraahk. - Że nie ważne, czy walczę z tobą, czy walczę z tobą przeciw komuś. Nie ważne, czy cię okłamuję, i nie ważne, że w ogóle was zdradziłem. Zawsze, ale to zawsze będę twoim przyjacielem!
W tym samym momencie Takanui nie mógł wykrztusić słowa. Maskę miał w połowie zniszczoną, nie miał jednej ręki oraz ten przeklęty Morduk jeszcze nie przestał. Czuł straszny ból. I wyrzuty sumienia, też. Że nie udało mu się pokonać. Mógłby wygrać, gdyby nie Forma Ner`Zhula. W końcu przełknął ślinę i powiedział:
- A idź się..., Ner, ty zachłanny psie! Jeżeli ja zginę, to i tak ty też zginiesz. Jeszcze jest Gorn, Adamziomal, Dynamite... Oni też będą próbować cię zabić, ty... ty... zasrany potworze!
I nagle, nie wiedzieć dlaczego, Scorpion i Morduk polecieli w stronę ścian i zemdleli. Ner odwrócił się i dostał po gębie. Ten mu chciał oddać, ale postać mu na to "Nie pozwoliła" i swoją mocą odrzucił go, bardzo daleko. Nagle Takanui zobaczył jego oczy. Były niebieskie i spokojne, lecz był w nich jakiś niepokój. W końcu postać wyszła.
Był to gigant trochę mniejszy od Apocaliption form Ner`Zhula. Nie miała maski, tylko hełm. Takanui zniecierpliwiał i zapytał się:
- Kim... jest...teś?
- Jestem wysłannikiem - odpowiedziała Takanuiemu postać. - Wysłannikiem Mata Nui...

Rozdział 6 Niebezpieczeństwo
Cytat:
3 dni później...

Takanui przeżył, ale nikt nie wiedział tego dokładnie. Owszem, przeżył, ale co to mu da? Może zaraz zginąć. Jest bardzo osłabiony. Ale użytkowników interesowało co innego. Wysłannik. Trochę o sobie powiedział. Nie tylko, że jest wysłannikiem Mata Nui, powiedział, jak się nazywa. Nazywa się Entor. Kiedyś był członkiem zakonu Mata Nui, a raczej jego dowódcą. Odkąd nim nie jest, ukrywał się i chronił Mata Nui. Pytali się go, dlaczego nie zareagował na Makutę. Wyjaśnił, że Mata Nui powiedział mu, że właśnie na to czekał i kazał siedzieć dalej. Owszem, był gniewny na Teridaxa z wielu powodów, ale rozkaz to rozkaz, trzeba go wypełnić i pozostać w tajemnicy. Był bardzo małomówny. Coś tam czasem bełkotał, a tak to w ogóle. Znikał nocami, Adamziomal kazał go nie gonić. Ma poprostu swoje sprawy.
Teraz pomówy o BCF. Nie jest dobrze. Odkąd Ner`Zhul jest silny, cały zakon się go boi. Kraahkanuva na jego widok jest obojętny, ale też się boi. Ner powiedział, że mają się go nie bać, swoich nie zabija. Ale widzieli. Widzieli, jak udało mu się rozszarpać Takanuiego, który jest w stanie hibernacji. Bez pomocy Dynamite`a i Morduka by mu się udało. On ciągle tłumaczył, że jest normalny, nie oszaleje, ale bractwo nic. Każdy się go boi. Kraahk ma największy problem. Wszyscy do niego przychodzą, że on powinien zostać dowódcą bractwa. Gdy jest sam, jest zmieszany i każe odejść, kiedy jest Ner z Kraahkiem, ten pierwszy mówi, że nie chce zostać nawet modem. Ale to ich nie uspokoiło. Wydaje się pewnie nie którym, że to członkowie Bractwa się ich tylko boją? Guzik. Pozostali też. Tylko jeden zachował zimną krew, Adamziomal. On wiedział, że Ner jest spokojny, i na wszelki wypadek Ner`Zhul zamienił się w Apocaliption Form i to trochę forum uspokoiło. Ale później stało się coś nieoczekiwanego. Otóż Gorn powiedział, że nie ma czasu tu przychodzić i nie chce być modem. Rozmawiał z Adamziomal na Gadu-Gadu. Treść i tak nie jest ważna, ważne, że niektórzy się tego niespodziewali. Ner`Zhul został modem. I dopiero nastało zamieszanie. Może banować. To jest najgorsze! Kiedy zwariuje, będzie banował wszystkich na oślep. Gdy Ner dowiedział się o tym zamieszaniu, zamknął się w swoim pokoju i nie wychodził przez 3 godziny. Śmiałkowie podchodzili do okna co 15 minut. On siedział przy biurku i bawił się ołówkiem. Po za tym był zamyślony. I niektórym z forum zaczęło być wstyd. Bali się go, dawali pozew o Admina, a on tego nie chciał, ale nie słuchali. Teraz każdy przestał bać się Nera. Oprócz jednej osoby...
Zaczęło zachodzić słońce. Kraahkanuva chodził po komnacie i rozmyślał, co będzie się działo jutro. W sali siedział przy stoliku też Adamziomal. 3 raz tu wszedł, raz, jak powiedział Kraahkanuvie, że jest Jr. Adminem, drugi, kiedy nastąpił pierwszy atak. Adam też rozmyślał o różnych rzeczach. Ale obaj ciągle wracali do tego samego: do moda Ner`Zhula. W końcu Kraahk usiadł na tronie i ziewnął. Chciało mu się spać, ostatnio nie sypiał przez gońca. Wstawiał o 5 rano zobaczyć, czy goniec wraca. Ale za każdym razem ogarniał go zawód. Adamziomal nie mógł też zasypiać, ale nie z powodu gońca. Z powodu Nera.
Po chwili Adam nie wytrzymał, wstał i zaczął mówić:
- Nie mogę wytrzymać tego milczenia! Nawet nie wiem, po co mnie tu "zaprosiłeś"!
Teraz jakby Kraahkanuva otrząsnął się, otworzył oczy (zamknął je wcześniej) i powiedział:
- Przysłałem cię tu z kilku powodów. Po pierwsze, masz kontakt z N2?
- Mam - rzucił Adam.
- Mógłbyś go zapytać, czy nie widzieli tam IcEaGe`a? Od tygodnia nie wraca, a PFB nie jest daleko. Boje się, że mogło mu się coś stać. Mógłbyś go zapytać?
- Może - odpowiedział Adamziomal. - Jutro idę do nich, więc zapytam. Tylko trzeba wierzyć, że Nuparu2 będzie. Ostatnio go nie widziałem.
- Aha - powiedział krótko Kraahk i zaczął mówić dalej: - Teraz sprawa druga. Co jest z Gornem? I z Nerem? Ostatnio siedział zamknięty w pokoju, a Gorna nie widzę w ogóle na forum
Nagle Adam jakby sobie coś przypomniał, wstał i pobiegł w stronę drzwi. Kraahkanuva patrzył na niego jak na wariata. Gdy Adamziomal był przy drzwiach, otworzył je i powiedział:
- Dzisiaj nie mam czasu! Mam pewną sprawę do załatwienia!
I poszedł.
Chatka Ner`Zhula była mała, w końcu był tylko jeden pokój. Adamziomal założył kaptur i zobaczył na zegarek. 0:31. A w pokoju wciąż paliło się światło. Spojrzał przez okienko. Wydawało mu się, że zaspał przy biurku, ale nie, po prostu miał spuszczoną głowę. Ruszał ręką raz to w lewą, raz to w prawą stronę. Pisał. Adam musiał czekać, aż skończy i będą mogli pogadać. Nagle skończył, wstał i nie poszedł do łóżka. Ruszył w stronę drzwi. Zaczął truchtać. Adamziomal za nim. Co chwila patrzył, czy nikogo nie ma. Gdy zobaczył, biegł dalej. Adam przypadkiem się potknął o kamień i położył się na ziemi. Ner`Zhul się obejrzał. Prze dłuższy czas patrzył w ziemię. Te minuty dla Adamziomala dłużyły się jak godziny. Po chwili splunął na ziemię i pobiegł dalej. Adam wstał, otrzepał się i pobiegł za nim. Po chwili stanął jak wryty. Z daleka widział Entora, wyraźnie na coś czekał. Nie mylił się! Ner`Zhul biegł w stronę Entora, a on patrzył na Nera. Stanął i zaczął iść powoli. Potem kucnął i zaczął patrzeć na dwóch osobników. Ner`Zhul podbiegł do Entora, otrzepał się, schował kartkę i zobaczył na Entora. Ten stanął prosto i powiedział mu:
- Nikt cię nie widział?
- Nikt, nikt - odpowiedział mu Ner`Zhul. - Co chwila patrzyłem, nikogo nie było.
- To dobrze - westchnął Entor. - Pamiętaj, że to sprawa najwyższej wagi dla mnie i PFB.
"PFB? Co on chce od Nera i PFB?" - pomyślał Adam i podszedł bliżej.
- Widzisz - nagle powiedział Ner`Zhul. - Ostatnio wszyscy zaczęli się mnie bać
- Wiem. To widać, słychać i czuć - zaśmiał się Entor i nagle spoważniał. - To się przyda. W zniszczeniu FWIB
Kraahkanuva wstał. Była znów piąta rano. Chciał już nie iść, ale wstał, napił się kawy i wyszedł. Otarł oczy. Bardzo mu się chciało spać, ale wiedział, że tak nie zrobi. Poszedł i nagle stanął jak wryty. Na horyzoncie widniała czarna kropka. Biegła w stronę Kraahkanuvy. Gdy się trochę przybliżyła, Kraahkanuva się uśmiechnął. Był to IceAgE.

Rozdział 7 Stary Przyjaciel
Cytat:
Adamziomalowi nie podobała się postawa Entora. Odkąd go tu zobaczył, zmienił się. Był bardziej rozmówny, wyluzowany, śmiał się. Wcześniej był bardzo małomówny, prosty i był poważny. Coś u Adamziomala nie pokoiło w Entorze. Najbardziej się przestraszył, kiedy powiedział "Zniszczenie FWIB... Zniszczenie FWIB...". W jego głowie wciąż te same słowa. Nie mógł tego dopuścić. Nie mógł dopuścić do zniszczenia forum, które robił tak długo. Bardzo długo. A on chce to sobie normalnie zniszczyć? Nie! Tak się stać nie może! Pierwszym co zrobi, to zbanowanie Ner`Zhula, będzie łatwiej zabić Entora. Ale nie ma dowodów. Entor jest zbyt silny. I, jak widać, gniewny. Adamziomal chciał wybiec i wbić mu w światło życiowe nóż. Chciał nim ciskać, dopóki nie zacznie błagać o litość. A może żartował? W końcu teraz dowcipkuje. Może coś mu się w głowie nakręciło? Na te pytania Adamziomal nie miał odpowiedzi. Chciał słuchać dalej, ale nagle coś rąbnęło mu z tyłu głowu i zemdlał. Był to Entor. Na jego twarzy przeleciał uśmiech, po czym wziął Adamziomala na ręce i wrzucił do jakiegoś schowka. Entor powiedział na to "Śmiecie trzeba sprzątać" i poszedł. Ner miał mieszane uczucia. Wypuścić go czy być z Entorem? Byli z Ziomalem przyjaciółmi. Nie miał prawa, przynajmniej tak mówił, z nim walczyć. Ale co teraz? Jeżeli się dowie, że go wypuścił, zabije go bez skrupułów. I nie będzie mógł powiedzieć prawdy o nim. Trzeba działać, to wiedział. Zajrzał do schowka. Nagle Adam rzucił mu się na głowe i Zhul leżał rozłożony. Adamziomal kopnął mu w głowę i tego, już nieprzytomnego Nera, wrzucił do schowka. Otarł ręce i puścił się pędem w stronę nie Entora, a, jak się okazało, Scorpiona.
Tymczasem Kraahkanuva patrzył i czekał aż IcE przybiegnie. Chciał już do niego przybiegnąć, ale poczekał. Niech ma trening. Po chwili jednak IcEaGe przybiegł i dyszał. Kraahk, jak nigdy uprzejmy, objął go ramieniem i poszli do sali. Tam Kraahkanuva usiadł przy nim i czekał, aż ten drugi zacznie mówić. Ale ta chwila nie nastąpiwała. Ciągle dyszał i jakby nad czymś rozmyślał. Nagle Kraahk zapytał się go. Ten jakby się nagle ocknął, usiadł luźno i zaczął mówić.
- No tak, mam dwie wiadomości, dobrą i złą. Zła to ta, straciłem tą eskortę, co mi ją dałeś, bo w drodze powrotnej mi ich, że tak powiem, udupili. Jednak jest i dobra. Otóż gdy doszłem do forum, musiałem się zarejestrować. Chciałem iść do N2, nie było, bo chory, NN`a też nie było. Jednak znalazłem Lema. Opowiedziałem mu całą sytuację i zastanawiał się przez kilka minut. Potem powiedział, że nie wyślą żadnego użytkownika, a jakiegoś jego "starego przyjaciela". Z tego powodu, że nie ma zgody N2 i NN, a oni by się na pewno nie zgodzili. Z drugiej strony nie chciałem przedłużać. Więc powiedział, że za jakieś 3 dni powinien przyjść z Lemonardem. Uff, daj jakąś wodę czy coś, bo naprawdę uciekałem przed tym gnojami, które mnie napadły.
Kraahkanuva, jakby był służący, zapytał się, czy gazowaną, czy nie. Wziął niegazowaną i mu dał. Kraahk zaś rozmyślał nad tym. Więc nie może już liczyć na pomoc kogoś mu znanego. Ale kto to będzie? Ten może być jakimś zawodowcem w tym fachu. Wcześniej jednak nie wierzył w przybycie IceAgE`a i chciał pomocy od Entora. Pamiętał jednak, jak dowalił Ner`Zhulowi. "Takiego debila nie można zatrudnić", pomyślał właśnie w tamtym momencie. No nic, trzeba czekać. Można wierzyć, że będzie to ktoś dobry. W innym razie będzie słabo. Dzisiaj oficjalnie Worms Users i Orzełki się połączyły. Tak w tej pierwszej walce to tak nijako, wszystkich nie było, ale jednak dobrze ich zawalili. Jedyną nadzieją jest "ten ktoś". Kraahk popytał jeszcze go o kilka rzeczy, ale widać było po IcE`e, że był bardzo przemęczony. Przynajmniej wiedział to, co trzeba. Pozwolił mu odejść, a ten poszedł do swojej chatki spać. Kraahkanuva patrzył na niego przez pewien czas, w końcu wszedł do chatki. Kraahk pomyślał chwilę i wrócił. W głowie kręcił mu się cytat: "Będę istnieć dopóty, dopóki w sercach innych nie będzie zło".
Dzień później była krótka walka. Odkąd Takanui wyszedł ze stanu hibernacji, w jego oczach widać było gniew. Wziął za miecz i pobiegł w stronę BCF. Trochę się zawiódł, bo nie było Nera. Ale i tak zaczął walczyć. Do pomocy Takanuiemu poszli Dynamite i Adamziomal, po drugiej stronie był Kraahkanuva i IcEaGe oraz Scorp. Takanui użył swoją moc światła i cisnął w Scorpa, tym samym go obezwładniając. Kraahk pociskiem mroku stworzył dużą kulę, którą potoczył w stronę Takanuiego. Ten zrobił szybki unik i szarżował na Kraahka. Powalili trochę mieczami, a Kraahkanuva odepchnął ręką miecz Takanuiego. Ten twarzą w jego twarz rąbnął, aż ten drugi się zatoczył do tyłu. Po chwili Adamziomal i Dynamite uspokajali Takanuiego. W końcu ten się uspokoił i odszedł. Kraahkanuva, IcEaGe i Scorp podnieśli w górę bronie. Wygrali już w końcu drugi raz. W tym samym momencie Adamziomal był myślami gdzie indziej. Wydaje mu się, że nie do końca Entor jest mu obcy. Już go gdzieś widział. Ale imię? I zachowanie? To było do tej osoby mu pamiętanej nieznane. Ale chwila. Imię mógł zmienić, a, jeżeli poznał Adamziomala, inaczej się zachować, żeby go zmylić. Ale on go nie zmyli, o nie! Bo Entor myśli, że Adamziomal to idiota i nic po za tym. A wie więcej, niż mu się wydaje! Nagle sobie przypomniał, że zamknął Nera. Powiedział Dynamite`owi, żeby sam szedł z Takanuim i poszedł pędem w stronę schowka. Żeby tylko nie uciekł! Bo jak ucieknie, to i z forum może uciec. I nic się nie dowie. Od Entora też nic. Ale gdy doszedł, odetchnął z ulgą. Przez okno było go widać. Otworzył drzwiczki, a Ner`Zhul ani drgnął. Siedział i bawił się patykiem. Adamziomal zamknął i Zhul nagle zapytał, czy nikogo w pobliżu nie ma. Ten odpowiedział, że na 100% nie, nikogo nie wziął i nikogo nie widział. Potem Ner`Zhul przełknął ślinę, poszedł w stronę drzwi, ze smutkiem na twarzy i zapalił światło. Nagle o mało co nie Adamziomal zemdlał. Zauważył, że to, na czym leżał, nie było śmiećmi. To byli matoranie!!! Pozabijani matoranie. Adamziomal już zrozumiał, gdzie nocą wybiegał Entor i kiedyś widział złodziei, którzy coś nieśli i weszli do schowka. Tak. Nie ulega wątpliwości, że Entor jest zabójcą. I nagle jakby go coś olśniło. Zachowanie tamtego jego "przyjaciela" było łudząco podobne. Powiedział do Nera szybko i z sensem:
- Kto to jest Entor?
Nagle Ner`Zhul patrzył na niego jak na idiotę. On teraz myśli miał takie: Co za idiota, to tak samo zapytać "Krystian, jak masz na imię?". Przecież wie, kim jest, co mu do tego? O co mu chodzi? Ale po chwili Adamziomal powiedział:
- Chodzi mi oto, czy tobie coś powiedział, co nie powiedział pozostałym?
- Ech - powiedział Ner i zaczął mówić dalej: - Nic nie wiem dokładniej, ale widziałem, jak był sam i mówił coś "Adam, jeszcze się spotkamy" coś w tego podobie.
"Adam, jeszcze się spotkamy" to jakby nagle usłyszał okrzyk dawnego, dobrego przyjaciela. Tylko jedna osoba tak mówiła. Tylko jedna. O imieniu Brikfest.

Rozdział 8 Opowieść Harsy oraz Bójka
Cytat:
Rano wszystkim bardzo się chciało spać. Razall nie ruszał się na zawołanie Kraahkanuvy, podobnie i Zhul. Co chwila mówił "Jeszcze minutkę" i Kraahkowi odechciało się go prosić. Poprosił o wstanie IcEaGe`a, a ten spał jak trup. Był na razie jedynym, który nie spał. Wszyscy chrapali. Nawet Adamziomalowi nie chciało się wstać. Kraahkanuva był bardzo zamyślony. "Śpiochy", pomyślał. Obszedł sobie całe forum, nie mógł dla siebie znaleźć odpowiedniego miejsca. Ciągle chodził w około forum i rozmyślał. No właśnie o czym? Wciąż myślał tylko o jednym. O Entorze. Otóż jakby skądś go pamiętał. Kiedyś, jak był jeszcze na PFB, miał wiele bitew. Gdyby pamiętał! Wtedy zapewne przypomniał by sobie, kto to Entor. Bo naprawdę skądś go zna. Jak go codziennie widzi, to wydaje mu się, że Entor wie. Wie, że Kraahkanuva podejrzewa go. Ale na razie nie mógł nic zrobić. Sam widział, jaki był silny. Tylko dręczyły go trochę ostrzeżenia Adamziomala. Mówił, że Entor wcale nie jest taki dobry i spokojny, jak się wydaje. Że nazywa się nie Entor, tylko Brikfest. Że pochodzi z planety Adamziomala. I był jego starym przyjacielem. Pamiętał też, jak każdy go olewał i nikt nie słuchał Adamziomala. A co on ma myśleć? Jemu się wydaje, że Adamziomal przesadza. Ale jest w tym szczypta prawdy. Otóż Kraahk, podobnie jak Adamziomal, też widział czasem zachowanie Entora dziwne. Cicha woda, czasem jest spokojny, a czasem zbzikuje. Na razie jedno, o co trzeba się zapytać, jest w ogóle po co Entor tu przyszedł. Bo w końcu musiał mieć jakiś cel. I najważniesze: Co znaczy, że powiedział "W zniszczeniu FWIB"? Bo w to Kraahk wierzył. Rzeczywiście, Entor zachowuje się cicho i udaje niewiniątko. Po drugie, on jest wysłannikiem Mata Nui? Guzik. Kraahkanuva nie chciał w to w ogóle uwierzyć. Po tak dziwnym zachowaniu? W ogóle. Nie mógł być tym wysłannikiem i na pewno nim nie jest. Nagle stanął i go wmurowało. Na Mata-Nui, a co z pomocnikiem?! IcE powiedział, że przybędzie za 3 dni. A już minęły. Zaczął biec w stronę swojej fortecy. Po drodze nagle coś zauważył. Jakiś osobnik w płaszczu, mały, najprawdopodobniej matoranin, szedł. Kraahk nie mógł się mylić! Ten matoran szedł w jego stronę. Chciał zawrócić, ale lepiej poczekać. Musi się dowiedzieć, czego ten kurdupel chciał. I nagle go zamurowało. Owy matoran jakby się przeteleportował i stanął przed Kraahkanuvą. Ten odskoczył, a matoran był wyraźnie spokojny. W końcu płaszcz przypiął sobie do szyi i zrobił pelerynę. Gdy malec zobaczył minę Kraahkanuvy, strasznie się zdziwił. Potem Kraahkowi zakręciło się w głowie. Ze wszystkich stron teleportował się ten malec. W końcu usiadł na ziemi i matoran do niego podszedł.
- Co ty, ducha zobaczyłeś czy co? - zapytał się ze zdziwieniem matoran.
- Eee... - zająknął się Kraahk. Był bardzo zgnieciony tym, co zrobił matoran. - Jak... jak to zrobiłeś?
- Ale z ciebie idiota to o ja nie mogę. Patrz - i po chwili znów zaczął się teleportować.
Kraahk nie mógł pojąć, kto to jest. Co to, Teridax w postaci matorana? Icarax we własnej osobie? Nie znalazł na te pytania odpowiedzi. Był tak samo zaniepokojony, jak i zaciekawiony. Nigdy nie widział matoranów o takiej mocy. W końcu przestał się teleportować. Podszedł do Kraahkanuvy i go kopnął. Kraahk chciał mu oddać, ale nagle uderzył w powietrze. Po chwili pojawił się w tym samym miejscu. I Kraahk nie wytrzymał i się zapytał:
- Kim ty w ogóle jesteś?
- Ludzie, trzymajcie mnie - powiedział matoran i się uderzył w głowę. - Pamiętasz takiego kolesia o masce podobnej do Lhikana? Miałem przyjść z Lemem, ten jednak miał pracę. Chcesz zapewne wiedzieć, jak się nazywam? Buahahahah! Dobra, powiem ci. Kumple mówią na mnie Zegarek, ale tak naprawdę nazywam się Harsa. Jak widzisz, jestem matoranem. Bo raczej ślepy nie jesteś. Po co ci w końcu oczy? Nie ważne. Przybyłem tu, żeby pomóc nie jakiemu Kraahkanuvie i Bractwu Czarnego Feniksa. Wiesz, gdzie mogę go znaleźć?
- To ja - stanął Kraahkanuva podszedł. - I chciałem zapytać: Co to było?
- Ano - zaczął Harsa. - Nie jestem takim zwykłym matoranem, jak się wydaje. Bo jestem, że tak powiem, wyjątkie, czarną owcą i bla bla bla. Wiesz. Jestem Matoranem Czasu. To nie ja się teleportuję, to ty jesteś debilem. Żartowałem. Otóż umiem zatrzymywać czas. Kiedy go zatrzymuję, mogę chodzić 3 godziny, lecz dla ciebie będzie to sekunda. Rozumiesz? Po za tym jestem naukowcem i detektywem. Spoko maroko, pomogę wam. Co mam robić? Wiele spraw rozwiązywałem, i za każdym razem wygrywałem. Trzeba znaleźć papier toaletowy? Nie ma sprawy. Właśnie jestem od takich spraw. Do tego byłem kiedyś kabareciarzem. Później wam opowiem dokładnie. A więc, co mam robić?
Kraahkanuva nie usłyszał pytania. Pamiętał, jak myślał, że to będzie jakiś gnojek o żadnej mocy, a tu patrzcie, mamy kabareciarza i do tego matorana o mocy czasu i jeszcze naukowca. Myślał o jakimś odważnym wojowniku, a tu taki gnojek. Ale to lepsze niż nic. Do wielu rzeczy się przyda. Najbardziej wmurował go tą mocą czasu. Nagle Kraahk wstał, otrzepał się, dał znak Harsie i obaj poszli do fortecy. Po drodze Harsa rozmyślał, jak tu będzie. Ogólnie na razie większego wrażenia nie było, ale co będzie, kiedy pozna innych użytkowników? Wtedy pewnie będzie super. Kraahk zaczął myśleć o czymś innym. Dwa razy zostali zaatakowani przez wrogów, to dlaczego oni nie mogą zaatakować ich? W myślach przewijała mu się twarz zdziwionego Adamziomala i Takanuiego, nic nie świadomych ich przybycia. W ogóle nie byli uzbrojeni i wybiją ich w pień. Kraahkanuva dawno o tym myślał, żeby się zemścić. Teraz będzie miał szansę. Przy pomocy owego Harsy.
Kiedy doszli, przed wejściem do sali Harsa dał znak, żeby się zatrzymał. Patrzył na fortecę. Jego zdaniem była pięknie skonstruowana. Bardzo dobra konstrukcja podłoża, ścian, dachu, przepływu lawy z wulkanów. Wiedział, że zacznie mu się tu podobać. Kraahk patrzył na niego zdziwiony. Wiedział, że Harsa jest zadowolony. Ale na twarzy Harsy był wyraz jakiegoś niepokoju. Dlaczego? Na to pytanie Kraahk nie umiał odpowiedzieć. Wiedział tylko, że Harsa czymś jest zaniepokojony i podszedł do niego. Harsa się nie ruszał. Dopiero po kilku minutach Kraahkanuva zapytał:
- Co ty taki przestraszony?
- Patrz... Patrz! - wskazał na czarną łunę, która wychodzi z nieba.
- Eee... Co to takiego? - zapytał Kraahkanuva też trochę zaniepokojony.
- To jest... to jest - bredził jakby nieprzytomny. - To jest artena!
"Jaka artena?" pomyślał Kraahkanuva. Wcześniej też widział taką łunę, ale nie zwracał na niej najmniejszej uwagi. Harsa nagle spoważniał, uspokoił się i zaczął tłumaczyć. Owa "artena" to portal, przez który można naładowywać i ulepszać moc ciemności oraz może przez nią przywoływać istoty o mocy mroku. I nagle Kraahk zrozumiał. Harsa nie był przestraszony, on się śmiał z jego głupoty. Bo żartował. I Kraahk zaczął się też śmiać. Po chwili Har powiedział, że to był tylko żart i sobie z niego jaja robi. Ale spoważniał i powiedział Kraahkanuvie, że mogą dalej iść. "On nie jest taki zły", pomyślał ciągle roześmiany Kraahkanuva. Po chwili znaleźli się w sali. Na pierwszy rzut oka wyglądała skromnie, gdy się weszło na środek, można było zauważyć, że Kraahkanuva pozmieniał trochę rzeczy. Zmienił świecę, wyczyścił tron i co było najbardziej widoczne: nad tronem wisiał obraz. Na obrazie było widać mrok połączony z jakimś mieczem. Kraahk usiadł na tronie i podsunął krzesło Harsie. Ten jednak odmówił i stał. I zaczął o sobie opowiadać.
Najpierw zaczął, skąd w ogóle jest. Otóż był kiedyś tajnym agentem TWZIK - Tajnego Wydziału Zabójstw I Kradzieży. Pewnego dnia zawalił misję i bał się powrócić. Po pewnym czasie, dokładnie po kilku miesiącach znalazł się na planecie "Tirdum", planecie zarazy i spustoszenia. Tam działał jako seryjny zabójca do zadań specjalnych. Odkąd udało się wygrać jednej ze stron (dzięki interwencji Harsy) pomogli mu opuścić planetę. Stąd podczas awarii statku musiał awaryjnie lądować na Planecie Bionicle. Czyli zawód detektywa już mamy. Zapoznał się z kilkoma ludami i pomagał im. Uczył ich i oni uczyli jego. W końcu występował tam jako kabareciarz. Z tego powodu, że znał kilka tekstów fajnych i do tego nauczył się ich od tamtych ludów. Zabawił tu 5 lat, po czym musiał iść dalej. Po pewnym czasie drogi natknął się na rozbitków, którzy tu się znaleźli. Byli bardzo mądrzy, bo byli naukowcami. Harsa oczywiście im pomógł, po czym ci Naukowcy przekazali mu całą swoją wiedzę. Wiele lat później fale wyrzuciły go na brzeg największego forum na świecie: PFB-Nui. Tam znalazł go Lemo i przygarnął go do siebie. I tak tu się znalazł. Oto cała historia Harsy. Kraahkanuva z wielkim zaciekawieniem słuchał tej historii. Miał wiele przygód. Ale jedno pytanie: skąd pochodzi? Jaka jest jego rodzinna wyspa/planeta/kraj/kontynent/galaktyka? Tego nie wiedział. Ale był bardzo zaciekawiony tą opowieścią. Nagle ktoś zapukał do drzwi frontowych. Pukanie było bardzo dziwne. W ogóle nie podobne do jego znajomych pukań. Podszedł do drzwi i przed wejściem Harsa powiedział, że nie ma sensu otwierać. Niech sam wejdzie. Gdy Kraahkanuva się odwrócił, coś usłyszał, odwrócił się i nagle coś mu pieprznęło w głowę. Gdy się ocknął, okazało się, że to nie kto inny jak... Entor! Harsa schował się, został tylko Kraahkanuva. Entor był uśmiechnięty, ale miał kwaśną minę. W ogóle Kraahk się go tu nie spodziewał. Gdy zobaczył, że to Entor, zmiażdzyło go. Skąd on wiedział, że tu jest? Ale to było dla niego nie ważne. Musiał walczyć. Choćby przepłacił za to życiem.
- Broń się! - krzyknął Kraahkanuva i uderzył strumieniem mroku w Entora.
Entor podniósł rękę do przodu i stała się rzecz nieoczekiwana. Otóż kula poleciała w ręcę Entora i dokonała Dezintegracji. Po prostu ją sobie wchłonął jakby nigdy nic. Zaśmiał się i powiedział:
- Teraz moja kolej
I nagle Kraahkanuva się zdziwił. Entor uderzył w niego pociskiem mroku. Udało mu się obronić w ostatniej chwili, gdyby się nie obronił skończyłby jako kupka prochu. Nagle w ręce Entora wyrósł miecz i go podniósł. Kraahk wyjął swój i uderzył w Entora. Brzęk mieczy był bardzo głośny. Jeden nie mógł uderzyć drugiego. Bili się tak mieczami, ale nagle Entor, którego miecz został wyrzucony w powietrze, uderzył swoją głową w głowę Kraahkanuvy i się zatoczył. Nagle Kraahkanuva się zdziwił. Chwila, skąd zna to precyzyjne uderzenie Takanuiego? Gdy zaatakował BCF, zadało to samo uderzenie, w to samo miejsce i tak samo boli. Coś dla niego nie było w Entorze w porządku. Kraahk podniósł miecz i rzucił się na wroga. Walił go mieczami tak szybko, że Entor prawie nie mógł nadążyć za blokowaniami. W końcu Kraahkanuvie udało się uderzyć Entora, ale odrzuciło go jakieś pole siłowe i uderzył nieszczęsnie głową o kant stołu. Entor podniósł miecz i teraz on rzucił się na Kraahkanuvę. Kraahk w ostatniej chwili się przesunął i Entor przeciął podłogę. Kraahk miał dobry moment uderzyć go w plecy. I tutaj uderzył go w plecy, a ten się w ogóle nie ruszył. Uderzył go kilka razy, aż miecz się zgiął. Potem przetarł ręce i całą siłą uderzył wielkim pociskiem mroku w Entora. I nastąpiła wielka eskplozja, która rozpiździła całą fortecę w pień. To znaczy, nie było już fortecy, tylko gruzy.
Po chwili Adamziomal z Takanuim i Gornem podbiegli do ruin fortecy. Rzeczywiście, to są już tylko gruzy, nie forteca. Adamziomal myślał "Nie, to niemożliwe". Zaczął obsesyjnie szukać coś w kamykach. Takanui i Gorn też zaczęli mu pomagać. Nic nie znaleźli. Same gruzy! Po chwili wszyscy się odwrócili. Z tyłu wychodziła z kamieni postać. Nie było to już Entor, wyglądał jak Toa Ziemi. Nagle Adamziomal wiedział, kto to jest. Był to Brikfest w pierwotnej formie.

Rozdział 9 Komplikacje
Cytat:
Takanui, Adamziomal i Gorn stali jak idioci patrząc w stronę Toa Ziemi. Był gdzieś wzrostu Takanuiego, był czarno-ciemnoniebieski i maskę podobną do Avohkii. Takanui patrzył na niego zdziwiony, Gorn zakłopotany, a Adamziomal patrzył na niego jakby zobaczył swojego własnego ojca. Taki był zdziwiony. Adamziomalowi ciągle przed twarzą przechodziły lata bycia z Brikfestem. Odkąd się tu znalazł, zapomniał o nim w ogóle. Byli bardzo dla siebie przyjaciółmi. A on… a on został kimś takim. To go wmurowało. Byli dla siebie jak bracia. Jeden nie mógł sobie poradzić z kimś bez pomocy drugiego. Przychodzili do siebie w czasie rozterek duchowych, podjęcia decyzji i tym podobne. Zobaczył na Takanuiego. Był bardzo zdziwiony. Adamziomal mógł mu opowiedzieć wszystko o nim. Ale i tak go nie posłucha. Tak samo, jak mówił, że Entor to Brikfest i drań. Od ostatniej walki myśli tylko nad zemstą na Ner`Zhulu. Zobaczył na Toa Ziemi. W jego oczach było zakłopotanie, jak i zamyślenie. Widać było, że to nagłe spotkanie traktuje jak normalne w życiu. Gdyby mógł przywrócić czas... Mógłby zniszczyć wszystkich, którzy zniszczyli Metroleksy. Wtedy byłoby inaczej. Nie powstałoby to forum, a z Brikfestem byliby ciągle przyjaciółmi. No właśnie, "byliby"... Gdyby nie Unicron i Decepticony, wszystko wyglądało by inaczej. Teraz naprawdę odczuł chęć zniszczenia tamtych. Wszystkich, którzy zniszczyli jego rodzinną planetę. Wszystkich, którzy przeszkodzili mu w jego przyjaźni z Brikfestem. Żałował teraz w ogóle, że stworzył to forum. Teraz tylko same walki z BCF i w ogóle ta cała sprawa z Entorem. Nie chciał w ogóle o tym myśleć. Chciał się odwrócić i zostawić to forum na zagładę. Nagle spojrzał w stronę Takanuiego i Gorna oraz na całe forum. Dla nich to forum powstało. Dla nich! Nie mógł ich opuścić. Po kilku minutach zaczął iść Ner w stronę Adamziomala. Ten dał mu znak, żeby się zmywał, bo Takanui tu jest. Przeraził się trochę na jego widok i zaczął odchodzić na palcach. Ale jak na złość Tan obejrzał się i ujrzał Ner`Zhula. Niespodziewanie Entor, korzystając z nieuwagi, zaczął uciekać. Gorn powiedział, że pobiegnie za nim i sprawdzi, kto to jest. Adamziomal zaczął szukać Kraahkanuvy w stertach gruzu. W końcu Takanui zbliżył się do Ner`Zhula i wskazał na niego palcem.
- No, teraz się policzymy, ciemniaku jeden - po czym się jeszcze bardziej do niego zbliżył i patrząc mu prosto w oczy dopowiedział. - Broń się!
Po czym niezauważenie kopnął go tak, że Zhula odrzuciło. Czuł się bez żadnych szans. Mimo wszystko, z Formą Apokalipsy by z nim wygrał, ale poprosił o odcięcie tej umiejętności. Ale z niego idiota! Padnie ofiarą swojej ofiary. Takanui podniósł miecz i rzucił się na Ner`Zhula. Gdyby nie to, że wyjął miecz, rozciął by go na pół. Tan coraz bardziej przyciskał swój miecz do Ostrza Ner`Zhula. Ner jednak podciął mu nogi, zdążył wstać i zaczął uciekać. Takanui zauważył to, i gdy mruknął coś pod nosem, zaczął biegać za nim. Ner nie zrobił tego ze strachu, lecz z chwili pomyślenia. Musiał poznać czuły punkt u Takanuiego. W przeciwnym razie przegra. Takanui nagle uderzył w niego pociskiem światła, i Ner daleko poleciał. Mimo, że go potem strasznie bolały plecy, miał chwilę zastanowienia. Nagle zobaczył światełko w tunelu. Niech Takanui zniszczy się własną bronią. Z trudem mu było wstać, ale zaczął znów uciekać wolno. Nie dlatego, że chciał specjalnie podjąć walkę, tylko bardzo go noga bolała i plecy. Takanui biegł w jego stronę z gniewem w oczach. Dla Nera nie było już ratunku. Jedyne, co mogło go uratować, to nagła interwencja Adamziomala. Ale był już za daleko. Gdyby przybiegł, nastałby nie łowcę imieniem Ner`Zhul, ale tylko kupkę popiołu. Musiał się pogodzić ze śmiercią. Wstał i zaczął zbierać siły jak jeszcze nigdy. Zbierał każdy ułamek mocy mroku i lodu, żeby tylko się obronić przed Takanuim. Nagle Takanui stanął i patrzył w przestrzeń za Ner`Zhulem. Gdy Ner się nie odwrócił, o mało co nie upadł na zawał. Był za nim gigantyczny fioletowy Wąż. Jeszcze tego brakowało. Ponieść śmierć w żołądku jakiegoś gada. Nagle Ner nie mógł wytrzymać tego przypływu energii i wywołał wokół siebie gigantyczną falę uderzeniową. Takanui prawie nie wyleciał za forum. Ale w ostatniej chwili udało mu się złapać za drzwi do działu "Ogólnie o Bionicle". Gdyby nie te drzwi, bardzo by się połamał. Ale co z Ner`Zhulem. Takanui gdy się pozbierał, zaczął galopować w stronę, gdzie był wybuch. Po drodze miał mieszane myśli. Już nawet zrobiło mu się żal Ner`Zhula. Ale co on zrobił jemu? Takanui pamiętał, jak chciał go zabić, torturować, ukatrupić wtedy, kiedy się totalnie złamał. Wolał nie mieć z tym nic wspólnego. Gdyby nie pomysł Adamziomala i Gorna, byłby pewnie dawno na PFB, gawędząc z którymś z użytkowników. Teraz biegł z niepojętą na jego siłę szybkością. Już jest blisko. I tutaj poznał straszliwą prawdę. Na miejscu dawnego Ner`Zhula nie było nic, tylko jakaś substancja, najwyraźniej energii. Nie mógł wierzyć, co się stało. Ale najgorsza obawa stała się prawdą. Ner nie żyje...
Tymczasem Gorn gonił Brikfesta. Zdziwił się na pierwszy moment szybkością Toa. Mimo, że Gorn biega wolno, prawie go doganiał. Lecz Toa Ziemi udawało mu się uciekać. Po drugie, moc Toa. Wszystkie ściany, przez które przebiegał, już nie było. Rozwalił je, przez nieuwagę. Bez żadnego wysiłku niszczył pancerne ściany! To najbardziej dziwiło Gorna. I po trzecie, jego zręczność. Mimo, że był wolny, przeskakiwał przez zapadnie, ściany, ścianki, dachy. Wysoko skakał, to jedna z rzeczy, którą Gorn zauważył. Już chciał się zmienić w tytana, ale wtedy będzie narażony na szybkość. Nagle Toa Ziemi stanął i wzdychał. Najwidoczniej bardzo zmęczył się tym bieganiem. Mimo wszystko, Gorn przestał go gonić. Stał jakieś 10 metrów przed nim. Chciał o coś zapytać, ale wypadło mu to z głowy. Jednak coś innego przykuło jego uwagę. Głos. Głos Brikfesta przypominał w ogóle inny, niż Entor. Entor miał głos cichy i poważny, zaś głos Brikfesta przypominał głos wyluzowany i w ogóle nie sztywny. Już Gornowi nie chciało się wierzyć, że to Entor, ale miał przeczucie, że to on. Nagle Brik (skrót od Brikfest), gdy go zauważył, odskoczył i zobaczył, czy nie można uciec. Ale wpadł w ślepy zaułek. Brikfest myślał, że to koniec, ale była jeszcze szczypta nadziei. Mógł walczyć z Gornem, ale zobaczył mu w oczy. Miał jakby zatroskane. W końcu Brik poddał się i usiadł na stołku. Gorn nie chciał usiąść.
- Pierwsze pytanie - zaczął mówić na poważnie Gorn. - Kim w ogóle jesteś?
- To ty jeszcze nie wiesz?... - zapytał jakby ze zdziwieniem Brikfest. - Wasz koleżka, Adamziomal powiedział. Zapewne go nie słuchałeś, a nie mądrze zrobiłeś. Jestem Brikfest i pochodzę z Metroleksy. Opowiedzieć ci moją całą historię czy będziesz tak mnie pytał?
- No - powiedział Gorn. - Możesz opowiedzieć. Byle była ciekawa - dodał dla humoru i na twarzy Brika przeleciał uśmiech.
- A więc, zaczynam.
Historia Brikfesta
- Najpierw zacznę, skąd jestem. Jestem z Metroleksy, rodzinnej planety Adamziomala. Kilka lat po moim powstaniu, na planecie rozpętała się straszliwa wojna. Podczas wojny po przeciwnej stronie znalazłem jak kiedyś Bratnią Duszę. Był nim Adamziomal. Potajemnie się przyjaźniliśmy. Po wielu latach bezustannej wojny w końcu zakończyła się. Król nasz ogłosił, że dwie strony niech będą razem i się zjednoczą. W końcu z Adamziomalem byliśmy bardzo szczęśliwi, że wojna się skończyła. Na Metroleksy byłem rzeźbiarzem. Bardzo dobrze sobie radziłem, ale pewnego dnia jeden z moich uczniów przegonił mnie i zostałem wygnany z pracy. Żyłem na utrzymaniu Adamziomala. Czasem mu pomagałem w pracy. Pewnego dnia przyszedł do mnie Król i powiedział: "Brik, mam dla ciebie misję specjalną". W tej misji chodziło o zabicie pewnego zdrajcy na planecie Orenchort. Więc wykonałem misję, ale gdy chciałem wrócić, okazało się, że Decepticony pozabijały całą populację planety. Później Ultranox zniszczył ją i wpadłem w rozpacz. Latałem po planetach, piłem, robiłem byle co, żeby tylko zapomnieć o tamtych czasach. Ciągle myślałem o Adamziomalu i o naszej przyjaźni. Pewnego dnia niespodziewanie przyszedł do mnie list. Miałem być na Orenchort za 3 dni. No to poleciałem tam. Dostałem nową pracę, tym razem jako zabójca. Tutaj nauczyłem się zręczności i mojej siły. W końcu wszyscy zaczęli mnie wszyscy gonić. Musiałem zmienić imię i zbroje na inną. Nazwałem się "Entor" na cześć jednego z moich uczniów. Zbroję zrobiłem sam, wiele pamiętałem, jak byłem jeszcze rzeźbiarzem i wiedziałem, gdzie co skleić. Pewnego razu dostałem misję zlikwidowania N2 na planecie Bionicle, na wyspie PFB-Nui. Kiedy byłem na planecie, nastąpiła awaria. Próbowałem naprawiać, ale się nie udało. Zacząłem czekać, aż ktoś przyjdzie i pomoże. No i w końcu zacząłem szukać tego N2. Napotykałem wiele plemion, które nie były zbyt przyjazne. Zabiłem jednego po drugim. Stąd te trupy w schowku. Pewnego razu napotkałem właśnie tą wyspę. I osiedliłem się tutaj. Raz zauważyłem, że kogoś bili. Resztę już znasz.
- No tak, ale raczej mi wszystkiego nie powiedziałeś. Gdy mówiłeś o przyleceniu tutaj i awarii, głos ci się załamał i drżał. - zauważył Gorn. - Powiesz, o co chodz?
- O tramwaj, co nie chodzi - powiedział Brikfest bez żadnej satysfakcji.
- No, gadaj, nie udawaj Greka - powiedział Gorn.
- No dobra powiem, powiem, ale nie będę odpowiadał za to, co się stanie po usłyszeniu tego. A więc, po przyleceniu tutaj, dostałem kolejny list. Było w nim napisane, żebym olał N2 i wyznaczył nowy cel - i jego głos znowu się załamał.
- Kogo?! Powiesz, kogo?!
- Ciebie - powiedział twardo i bez skrupułów.
Gdy Gorn to usłyszał, o mało co nie dostał zawału. On celem? Co zrobił? Na te rzeczy jednak nie chciał mówić Brikfestowi. Zrozumiałby, że się boi i śmiał by się i do tego nic nie powiedział. Brik siedział dalej na tym stołku i udawał, że zajmuje się patrzeniem na swoją nogę. Ale tak naprawdę rozmyślał. A o czym? O tym wszystkim, co się stało. Nie udało mu się dochować tajemnicy. Patrzył z żalem na Gorna. Po co mu to powiedział? Po co się zgodził? Tylko się wstydu najadł i nic więcej. Naprawdę współczuł Gornowi. Ale dawno tego nie robił. Baaardzo dawno. Pierwszy raz uraził kogoś i do tego nawet chciał przeprosić. Ale nie mógł. I tu pojawia się pytanie: Dlaczego?...
Tymczasem Adamziomalowi powiodły się poszukiwania. Znalazł, może trochę połamanego, ale w jednym kawałku Kraahkanuvę. Kraahk wytłumaczył Adamziomalowi, że tamten pomocnik powrócił i też gdzieś tu jest. Jego też znaleźli w małej jamie blisko ruin fortecy. Harsa wytłumaczył, że nie bał się, tylko musiał się "odlać" po czym wybuchnęli śmiechem. Z tym Harsą nigdy nic nie wiadomo. Kiedy żartuje, a kiedy mówi na poważnie. Poszli do Takanuiego, ale jego o dziwo nie było. Zaczęli się za nim rozglądać, w końcu Kraahk odważył krzyknąć "Takanui!" i usłyszał wołanie Takanuiego. Pobiegli w jego stronę. Takanui stał nad tą substancją, która została po Zhulu. Nie powiedział im o Nerze, nie chciał ich załamywać. W końcu Kraahk dotknął tej substancji. Kiedy jej dotknął, jego ręka zmeniła się na kolor lodu. Kraahkanuva, gdy chciał coś zrobić ręką, uderzyła pociskiem lodu. Adamziomal założył rękawice i wziął w worek substancję. Uff, pomyślał Takanui. W ogóle się nie przejmują tym, gdzie jest Ner`Zhul. Ale w końcu się dowiedzą. Muszą się dowiedzieć.
- Ta substancja jest mi skądś znana - odezwał się nagle Harsa, zabierając worek Adamziomalowi. - A, już wiem. Mocz, rozumiem.
I mimo wszystko Takanui, jak pozostali, się roześmiali. Harsa oddał worek i sam, pocierając ręce, wziął substancję w ręce. Teraz jego ręka była koloru zielonego. Spróbował coś zrobić i wywołał wiatr. Nagle Kraahkanuva, wracając skądś, krzyknął:
- Hej, ludziska! Gorn wrócił! Z tym toa!
Porwali się na równe nogi. Adamziomal i Kraahkanuva zaczęli biec, nad rzeczką siedział zamyślony Takanui i zdziwiony Harsa.
- Sumienie cię gryzie, co? - zapytał Harsa.
- No - odpowiedział bez namysłu Takanui.
- Coś przeskrobał? - powiedział takim tonem, jakby mówiła Matka do syna. - Widzę to po twojej minie. Coś cię naprawdę gryzie. Jeżeli to sprawa prywatna, ok, ja nikomu nie powiem.
- Ech, lepiej nie. Idźmy stąd. Chodźmy do Gorna i pozostałych. Trzeba zobaczyć, co to za koleś.
I poszli.
Dzisiejszego wieczoru Razall na darmo próbował zasnąć. Jak dowiedział się o tej sprawie z Brikfestem, nie może zasnąć. Wijał się po łóżku, to chodził po pokoju, to próbował przy książce zasnąć. W końcu wyszedł. Spacer w nocy mu nie zaszkodzi. Poszedł do fortecy. To znaczy, do dawnej fortecy. Zobaczył na gruzy. I pomyśleć, że była tu jakaś wielka forteca i za pomocą jednego zamachu została zniszczona. Dobre sobie, myślał ponury Razall. Poszedł na puste pole. Nagle zauważył jakieś światełko. Szybko szło dalej, Razalla zaciekawiło to zjawisko, więc zaczął iść za światełkiem. Zaczął iść, i iść, i iść. W końcu światełko stanęło. Zbliżył się do niego. Nagle zauważył, że to Kraahkanuva z zapałką. Na to Harsa by powiedział: Dziewczynka z zapałkami, pomyślał rozbawiony Razz. Ale Kraahkanuva nad czymś stał. Wydawało mu się, że tylko stoi, ale nie. Trzymał tak ręce, jakby się modlił. W końcu Kraahkanuva zaczął coś mówić.
- Ano tak, lepiej nie. Bo, jak widać, masz rację. Lepiej tego nie robić. Odkąd dowiedziałem się, że Entor to jakiś Brikfest, na zawał padłem. D*pa z niego i tyle. Z takim gnojkiem się zadawać i do tego go nie pokonać. Poświęciłem całą fortecę, CAŁĄ fortecę. Szkoda, że mnie nie widzisz i nie słyszysz. Bo tylko ty mnie umiesz zrozumieć. - po chwili dotknął czołem kamiennej płyty i oddalił się. Razall wykorzystał chwilę i zobaczył na płytę. Musiał sobie poświecić. To nie była płytka, to był grób. Było napisane:
R.I.P.
SPATIA
ZMARŁA 16.03.2006 R.


Dalsze części w 6 poście tematu!
Kawały i Dowcipy na stronie 4 tematu, a dokładniej pod tym adresem! :
http://www.wormsandbionicle.fora.pl/fan-fic-work,29/oficjalny-fan-fick-forum-obecnie-kawaly-i-dowcipy,205-45.html#1171


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ChaosMaster dnia Pią 19:12, 31 Paź 2008, w całości zmieniany 37 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Jak ci się podoba mój Fan Fick?
Świetny!
75%
 75%  [ 3 ]
Niezły
25%
 25%  [ 1 ]
Taki sobie...
0%
 0%  [ 0 ]
Popracuj, oj popracuj...
0%
 0%  [ 0 ]
Totalny Żal
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 4

Autor Wiadomość
Marlon123
Początkujący
Początkujący



Dołączył: 29 Cze 2008
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 5/5

PostWysłany: Śro 12:30, 13 Sie 2008    Temat postu:

Niezłe Very Happy Mi sie podoba i już

PS:Właśene słucham Nexx-


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Marlon123 dnia Śro 12:33, 13 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Jak ci się podoba mój Fan Fick?
Świetny!
75%
 75%  [ 3 ]
Niezły
25%
 25%  [ 1 ]
Taki sobie...
0%
 0%  [ 0 ]
Popracuj, oj popracuj...
0%
 0%  [ 0 ]
Totalny Żal
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 4

Autor Wiadomość
Adamziomal
Dominus et Deus
<b><u><i>Dominus et Deus</b></u></i>



Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 504
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 12:34, 13 Sie 2008    Temat postu:

A wiesz, że nawet niezłe. Podoba mi się klimacik. 7.5/10

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Jak ci się podoba mój Fan Fick?
Świetny!
75%
 75%  [ 3 ]
Niezły
25%
 25%  [ 1 ]
Taki sobie...
0%
 0%  [ 0 ]
Popracuj, oj popracuj...
0%
 0%  [ 0 ]
Totalny Żal
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 4

Autor Wiadomość
Amon Sol
AMON
<b><u>AMON</b></u>



Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 362
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:13, 13 Sie 2008    Temat postu:

Genialne! a ja chciałem zrobić na ten temat komiksy... moze kiedyś.....
Ale daję 9/10 na zachętę, bo narazie ciekawe. Oby nieługo była dalsza część.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Jak ci się podoba mój Fan Fick?
Świetny!
75%
 75%  [ 3 ]
Niezły
25%
 25%  [ 1 ]
Taki sobie...
0%
 0%  [ 0 ]
Popracuj, oj popracuj...
0%
 0%  [ 0 ]
Totalny Żal
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 4

Autor Wiadomość
Takanui
Mod (ekspert od Bionicle)
Mod (ekspert od Bionicle)



Dołączył: 16 Lip 2008
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:31, 13 Sie 2008    Temat postu:

Fajne opowiadanie, mam nadzieje że w następnym wystąpię i ja.XP - 7/10.

P.S. Moje bractwo ma się z kimś połączyć, co oni planują?XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Jak ci się podoba mój Fan Fick?
Świetny!
75%
 75%  [ 3 ]
Niezły
25%
 25%  [ 1 ]
Taki sobie...
0%
 0%  [ 0 ]
Popracuj, oj popracuj...
0%
 0%  [ 0 ]
Totalny Żal
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 4

Autor Wiadomość
ChaosMaster
Mod (ekspert od Worms)
Mod (ekspert od Worms)



Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Znikąd
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 15:01, 15 Sie 2008    Temat postu:

Dziękuje za ocenki Very Happy . Druga część już niedługo.

Takanui napisał:
P.S. Moje bractwo ma się z kimś połączyć, co oni planują?XD


Zauważ, że oni tylko planują. Z czasem się dowiesz.

Rozdział 10 Skiny
Cytat:
Tego samego wieczoru...

Razall długo stał nad grobem Spatii. Po głowie chodziły mu różne myśli. Na początku: Kim jest ta Spatia? Bo raczej nie jest taka obojętna Kraahkanuvie. Przyszedł tu z jakiegoś powodu. Ale jakiego? Razz długo nie mógł się domyślić. Nagle jednak sobie przypomniał, że może śledzić Kraahkanuvę i go w końcu zapytać o wszystko, co się tu wydarzyło. Puścił się pedem w stronę pola. Musiał tu chodzić ostrożnie, żeby Kraahk go nie zobaczył. Szedł trochę czasu. Myślał, że Kraahk poszedł. Ale nagle poczuł ulgę. Kraahk siedział na kamieniu i patrzył na palącą się zapałkę. W ogóle nie zobaczył Razalla. Jakie myśli mogły chodzić po głowie Kraahkanuvie? Nie mógł się domyślić, bo patrzył uważnie na trochę przygasającą już zapałkę i gdy już się zgasiła, ku zdziwieniu Razalla zapalił drugą. Nagle Kraahk wstał i się rozglądnął. Cudem nie zobaczył Razza, ale niespodziewanie puścił się biegiem w przeciwną stronę pola. Gdzie on biegnie? Razall też puścił się pędem, ale Kraahkanuva biegł tak szybko, że nie ma szans na dogonienie. Razz zaczął myśleć, że Kraahkanuva ma gorączkę i jakieś zaburzenia myśli. A Spatia? To niszczyło wszystkie podejrzenia. Przyszedł tu z jakiegoś powodu. Na pewno. W końcu Kraahk musiał stanąć, ale nie dlatego, że się zmęczył. Znowu byli przy grobie Spatii. Razz chciał podsłuchać mowę, ale Kraahk nic nie powiedział. Siedział tylko tak nad tym grobem i patrzył w duże i grube litery "SPATIA". Razallowi wydawało się, że zaraz zacznie płakać. Ale oto zauważył Razzala, podbiegł do niego i powiedział coś na ucho. Odeszli od grobu i w końcu Razz nie wytrzymał i zapytał:
- Co ty wyprawiasz?
Kraahk się tym nie przejął, więc powtórzył pytanie. Ten wciąż nie słyszał, jakby na umyślnie. Kiedy znaleźli się na tych kamieniach, co wcześniej, kazał Razzalowi usiąść. Mógł zrobić wszystko, ale żeby się tylko dowiedzieć, co chce.
- A więc - zaczął mówić Kraahk. - Tylko musisz przyrzeknąć, że nikomu nie powiesz. To dla mnie bardzo ważna sprawa. Przysięgnij na Mata Nui, że nic nie powiesz.
- Przysięgam na Mata Nui - powiedział obojętnie Razzal.
- No dobrze - powiedział Kraahk, wstrzymał oddech, sprawdził, czy kogoś jeszcze nie ma. W końcu zaczął mówić. - Więc chcesz wiedzieć, o co chodzi? I tak nie mogę tego ukrywać. A więc: Ta Spatia, ja ją poznałem jak byłem jeszcze na PFB. Na początku nic do niej nie mówiłem, a później stała się dla mnie wszystkim - Kraahkanuva spuścił głowę i zobaczył na Razzala. Był zdziwiony, jak i zaciekawiony. - Więc. Jak mówiłem spotkałem ją tylko przypadkiem. Groziła mi nawet śmiercią. Choć z czasem powstała wielka wojna, więc musieliśmy sobie nawzajem pomagać. Raz uratowałem ją od śmierci. Po wojnie powstała między nami więź. Mówiła do mnie ciepło, przychodziła... Ale to nic. W pewnym momencie IcEaGe zaczął mnie zdradzać i chciał przejąć BCF. W przypływie gniewu zabił Spatię, a ja szczeniaka wygnałem. Tak, przyznam się, kochałem ją. Ale nie mam czasu o tym myśleć. Przychodziłem tu zawsze, bo... bo coś mnie przyciągało. To wszystko. Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć?
Razzal jednak nie miał najmniejszej ochoty dalej słuchać. A więc to tak. Wiedział, że ta Spatia nie jest obojętna Kraahkanuvie. Ba, nawet ją bardzo lubił. Nie wierzył, że Kraahkanuva, pan mroku i najszerszego zła, może mieć dziewczynę. Brzydził się kobiet. Razz, mrucząc coś pod nosem, poszedł. Kraahkanuva odetchnął z ulgą. Mógł w końcu normalnie tu pobyć. Puścił się galopem w stronę nagrobka. Kucnął, dotknął płytki nagrobkowej i powiedział:
- Wkrótce będzie inaczej...
Nazajutrz Adamziomal długo chodził po pokoju. Zastanawiał się, gdzie nocą wywiało i Razzala, i Kraahka. Miał dość tych jego codziennych zniknięć. No bo tak, wiele razy Kraahk gdzieś chodził nocami w pole. Chciał przegadać im do rozumu, ale ten nawet pod groźbami uciekał w to pole. Adamziomal raz chciał go szpiegować, ale pozostali radzili mu, żeby go zostawić. Ma swoje sprawy. Później wszyscy od Takanuiego dowiedzieli się, co z Nerem. Pogrzeb miał się odbyć dziś wieczorem, ale Kraahkanuva powiedzał, że lepiej zrobić to przed zachodem słońca. Adamziomal nie wiedział, o co mu chodzi. Ale niech mu będzie, nie miał zamiaru denerwować Kraahkanuvy. I powiedział, że pogrzeb odbędzie się tylko dla Feniksów. A tego Ziomal już naprawdę nie mógł pojąć. Kraahkanuva nic nie powie, to pewne, Razzal też nie. Nie wiedział, co robić. Położył się. Nie ma co się denerwować, powiedział. Przecież dopiero 7 rano.
O 15 odbył się pogrzeb. Kraahk był trochę zestresowany, nigdy nie gadał tak oficjalnie. Po za tym, musi zachowywać się smutno, że naprawdę przejmuje się śmiercią Ner`Zhula. Zaczął przemawiać.
- A więc, witajcie w ten dzisiejszy smutny dzień. Jeden z naszych najlepszych członków, Ner`Zhul, doskonały wojownik, zmarł. Nie wiadomo jak, ale została po nim ta substancja - pokazał wszystkim opakowanie, w której była nalana ta dziwna substancja. - Trumny i pogrzebu zbytniego nie będzie, w końcu nie wiemy, gdzie jest ciało - nagle usłyszał "Idiota" i krzyknął: - Kto to był? Przyznać się! - jego wzrok padł na 3 skinów z kijami stojących przy drzwiach. Gdy ujrzał ich, przestraszył się trochę. - Oj, przepraszam za krzyczenie. Nie mogłem się powstrzymać.
Jedna zasada: Nie zadzieraj ze Skinami! Skiny jest to najgorszy rodzaj huliganów, najwięcej rozrabiających i w ogóle najgorszych. Każdy się ich bał. Nawet Kraahkanuva. A więc po pierwsze: Skąd się tu wzięli? To właśnie oni zaatakowali IcEaGe i jego pomocników. Jeden ze skinowych szpiegów śledził IcE`a i tak znaleźli FWIB. Gdy pierwszego dnia ujrzał ich Adamziomal, przeraził się nie na żarty. Bał się ich wygonić. Bo Skiny mają paskudny zwyczaj pojawiania się właśnie wtedy, kiedy są najmniej potrzebni. Ktoś coś złego mówi, nagle przychodzą i piorą gnoja. Nie lubią ataków z zaskoczenia. Zawsze uderzają normalnie. Mówią, że niepotrzebne im jakieś debilne skradanki, zawsze walą prosto z mostu. Są do tego bardzo silni, ale niezbyt mądrzy. Mówią nawet na Kraahkanuvę "smarkacz", ale ten boi się im cokolwiek przygadać. Ot, taki budzą postrach. Ich dowódca, Rashed, mimo, że jest jeszcze gorszy od swoich podopiecznych, ale jest nieprzeciętnym dyplomatą. Rashed często walczy sam, żeby wzbudzić niepokój u przeciwnika, żeby myślał, że to jakaś pułapka. Ot, tacy są bezlitosni. Wszystkie Skiny są wierni Rashedowi. Bo naprawdę, jego umiejętności przywódcze są nieprzeciętne. Każdy podziwia Rasheda, że takim bezlitosnym osiłkom umie dowodzić i nawet nie narzeka, tylko mu się to podoba.
Po pogrzebie Kraahkanuva mógł już wrócić na pole. Podczas drogi myślał, co zrobić tym razem. Bał się, że Razzal może wydać. Dziś jednak nie miał pomysłu, co robić. Znowu tam coś mówić do niej, albo przynieść jakieś znicze. Ale dziś naprawdę nie miał pomysłu. Miał gdzieś pogrzeb Ner`Zhula, w ogóle gdyby nie Adamziomal, mógłby zapomnieć. Nagle Kraahkanuva stanął i patrzył przestraszony. Przed nim stały 3 Skiny i Rashed. Najwidocznie czegoś szukali, bo dwóch ma jakieś łopaty, a trzeci motykę. Ale zaraz, tutaj gdzieś powinien być grób Spatii. A jeśli dowiedzieli się o Spatii?... Strach pomyśleć. Kraahk chciał uciekać, ale na to było już za późno. Rashed go zauważył, a dwa Skiny odcięły mu drogę. Był bez powrotu. Twarz Rasheda nabrała trochę uśmiechu. Kiedy przyprowadzili do niego siłą wyrywającego Kraahkanuvę, Rashed zaśmiał się.
- Ooo, czyż to nie sam Toa Cienia, Kraahkanuva - uśmiechnął się szyderczo do Kraahkanuvy. - Oszczędzę cię, jeżeli powiesz, gdzie ten grobek
Grobek?! A jednak Kraahkowi spełniła się obawa. Szukali groba Spatii.
- Nic ci nie powiem, to ty powiedz mi, o co chodzi! - Kraahkanuva wyrwał się Skinom i stanął naprzeciw Rasheda.
Rashed i Kraahkanuva rzucali sobie pełne grozy spojrzenia. Kraahkanuva stanął tak blisko Rasheda, że prawie stykali się piersiami. Rashed patrzył gniewnie na Kraahkanuvę, ten drugi podobnie. Byli sobie równi wzrostem. Kraahkanuva naumyślnie głośno powiedział coś na Rasheda, a ten odszedł o krok, wziął go za szyję i przyparł do kamiennej ściany.
- W mordę go - zwrócił się do stojącego niepodal muskularnego Skina. - Smarkacz pyskaty!
Skin podszedł i z całej siły uderzył w twarz Kraahkanuvie. Do tego Rashed go dusił. Ale tak mocno zacisnął na gardło, że mógł go trzymać jedną ręką. Kraahk próbował z całej siły zwolnić uścisk, ale Rash jeszcze bardziej przycisnął.
- A więc... gdzie ten grobek?
- W... w... - dusił się Kraahkanuva. - W ttttt... am... am... am... ttttam - pokazał na krzak. Rashed puścił go. Kraahkanuvę nie dość, że strasznie bolało gardło, to do tego bardzo go twarz bolała. Rashed podszedł do Skinów i powiedział, żeby zaczęli kopać. Kraahk poczuł trochę siły i strzelił kulą mroku w Skinów.
Rashedowi udało się uniknąć, ale jego towarzysze nie mieli dużo szczęścia. Odrzuciło ich. Rashed teraz był zdenerwowany nie na żarty. Podszedł do Kraahkanuvy i uderzył mu najpierw w głowę a potem kopnął w brzuch i do tego dostał po plecach mocnym drewnianym kijem. Kraahkanuva zemdlał. Rashed nawet się nie zaśmiał, ale zaczął pospiesznie kopać i wykopał szeroki dół. Wziął na ręce Kraahkanuvę i wrzucił do dołu. Zaczął zakopywać. Rash zorientował się, że Kraahk już nie jest nie przytomny i ledwo patrzy. Z dołu ujrzał śmiejącego się Rasheda i słowa:
- Ach, jakie to piękne. Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada... i to dosłownie - i rzucił drewnianym kijem w stronę Kraahkanuvy. Po chwili Rashed usłyszał jakby gwizdanie. Odwrócił się. 10 metrów za nim stał Adamziomal z Takanuim i Gornem oraz... Brikfestem. Rashed zamiast zdziwienia skończył kopać Kraahkanuvę, zatarł ręce z uśmiechem na rękach. Z daleka zaczęły przychodzić Skiny.
- No to teraz się zabawimy. Kto pierwszy? - powiedział Rashed i rzucił się w stronę Adamziomala.

Rozdział 11 Początek waszego końca
Cytat:
Kraahkanuva, mimo że głęboko zakopany, ocknął się i czuł się jakoś nieswojo. Nie wiadomo, czy to położenie jest dziwne, czy został powalony przez Skiny, czy w ogóle przez jego nieporadność. Wciąż myślał o jednym: co się działo na górze. Nie wiedział, czy Rashed zniszczył grób Spatii, czy ktoś go właśnie wykopuje, teraz czuł, jak naprawdę się wstydzi. Wstydzi się swojej nieporadności na Skinach. Niszczył większe siły i zawsze wygrywał, a z takimi gnojami przegrał bezlitośnie i nawet nie zdążył użyć mocy. Ale nurtowało go też coś innego. Rashed czuł się za spokojny, gdy podduszał i w ogóle bił Kraahka. Mu się wydawało, że to miało być dla żartów, ale fakt stawał się faktem, są bezlitośni. Zemszczę się, myślał. Zemści się na Brikfeście, na Rashedzie i w ogóle na wszystkich, którzy mu przeszkodzili i z którymi nie wygrał. Chciał chętnie zniszczyć Brikfesta i osobiście odprawić pogrzeb Rasheda. Gdyby tak się stało, czułby się spokojny. Nagle coś poczuł, czego nie czuł przez wiele lat. Wyczuł Spatię. Ach, jak on chciał być blisko przy niej! Ale wiedział, że to nie możliwe. Za bardzo był wkopany w ziemię. Chociaż Rashed bezczelnie postąpił, cytat z dołami był bardzo trafny. By wybaczył wszystkie grzechy Rashedowi, no ale wiadomo, że tego nie zrobi. Za świeże rany, które mu wytworzył. Na samo wspomnienie, zabolało go gardło. Na górze było słuchać różne odgłosy: Brzęki miecza, moc i tym podobne. Myślał, że to Rashed ze Skinami mordują pozostałych. Chciał bardzo, ale to bardzo wyjść i walczyć ze Skinami. Ale nie mógł. Ruszał się niecierpliwie. Kraahkanuva nie był cierpliwy, zawsze chciał coś zrobić. I myślał jeszcze o jednym: A jeżeli będzie on tu tak zawsze i w końcu umrze? Nikt nie będzie musiał robić pogrzebu, uśmiachnął się krzywo Kraahkanuva bez satysfakcji. Usłyszał nagle łamanie się drewna i głuche uderzenie. Po pół godziny zaczął się wiercić. Nie mógł wytrzymać, czuje, że wybucha. Ale niespodziewanie słyszy kopanie. Zapewne grób Spatii. Ale nie, Kraahkanuva dokładnie, że ktoś kopie nad nim. Nie mogli być to Adamziomal i inni, gdyż kopanie nie było w ogóle do nich podobne. Po chwili widzi małą łunę światła, jakieś rozkazy, potem pojedyńcze kopanie. Nagle był uwolniony i wystawiła się do niego ręka. Gdy wziął za rękę, od razu ją puścił i odsunął się. Był to sam Rashed. W oczach miał jak zwykle tą samą poważną minę, ale gdy tak chwilę popatrzeć, można zauważyć, że oczy nabierają współczucia. Nigdy Kraahkanuva nie widział Skina, który współczuje. Ten Rashed naprawdę jest dziwny. W końcu złapał za rękę i wstał, ale znów się odsunął. Spodziewał się zasadzki.
- Halooo, no, pobudka! - mówił do Kraahkanuvy żartobliwie z uśmiechem, choć widać było, że nie chce mu się w ogóle uśmiechać. - To nie Sobota, że możesz spać. Dziś, zobaczmy, Środa.
- Erm... - zająknął się Kraahk. Był bardzo zdziwiony postawą Rasheda. Każdy Skin nawet ręki by nie wyciągnął i w ogóle by nie żartował. - Dlaczego... dlaczego to robisz?
- O co ci chodzi? - zdziwił się Rash, ale nagle, jakby czytając myśli Kraahkanuvy, mówił dalej: - A no, wyjaśnię wszystko po kolei. Symulowaliśmy kopanie nagrobka tej, no, Snatii czy jakoś tak. Wszystko powiedział mi Razzal. Od dawna cię obserwuję i myślę, że byłbyś doskonałym Skinem. Więc dzięki temu nagrobkowi sprawdziliśmy cię. Wiesz, że po tym duszeniu od razu byś umarł? Tak przypuszczałem. Ale nie, miałeś się dobrze. Cios w ryj też był testem. Przeżyłeś. Widzisz? Nie jesteś taki zły, jak mi się wydawało. Wszyscy mówili, że patałach jesteś. A tu, proszę proszę, nie najgorzej. Wiem, że to, co zaraz powiem nie jest zgodne z życiem Skinów, ale powiem. Przepraszam cię za to wszystko, chyba się nie gniewasz. To była tylko mała próba.
Kraahkanuva na początku myślał, że kłamie podle, ale głos Rasheda wyrażał współczucie, trochę smutku i szczerość. Kraahkanuva wybaczył mu cicho, żeby nikt nie usłyszał. Ten Rash to nie taki zły gość.
- No dobra, ale co z resztą? Co się działo? - zapytał jeszcze Kraahkanuva.
- Hę? - powiedział Rashed. - Aha, przecież ty nie wiesz. Otóż odbyła się tu walka. Wziąłem Skiny, by zaatakować Adamziomala, ale coś mnie pchnęło. Z daleka pokazał się jakiś Toa, najprawdopodobniej Ziemii. No to, zaatakowaliśmy go. Wszyscy uderzali mocą, ale ten nic. Stał ciągle tak samo i w ogóle się nie ruszył. Ja, zdziwiony, rzuciłem się na niego i obijałem go ze wszystkich stron. A ten patrzył na mnie jak na robaka, którego zaraz zdepnie. Odwrócił się i uderzył mnie prosto w mordę. Boli mnie holernie do teraz. On jednak uciekł. Gdy Ziomal się rzucił na niego z mieczem, to ten zaczął uciekać i nikt go nie gonił. Tamci odeszli, no to ja zacząłem kopać twój, ekhem, grób? Resztę już znasz. Sztama? - dodał na końcu i wystawił rękę.
- Sztama
Takanui był na cmentarzu i patrzył się w grób Ner`Zhula. Nie było na nim żadnego znicza z powodu mocy lodu jaką miał. Rozmyślał, czego się dopuścił. Jaki ja głupi byłem, myślał Tan. W porywie gniewu i zemsty zaatakował bezbronnego Nera. Nie wiedział, że go zabije. Na szczęście nikt się nie dowiedział, kto był sprawcą zabójstwa. Ale jak się dowiedzą, to anulowanie Moda lub ban oczywisty. Przełknął ślinę. Gdyby mógł przywrócić czas! Wtedy by go nie zaatakował. Ale czego się dopuścił, to się dopuścił. Rozmyślał też o Brikfeście. Kiedy go z Gornem i Adamziomalem zaatakowali i, kiedy Adamziomal chciał go mieczem pociąć, to ten uciekł. Z tchórzostwa czy dla jaj? Takanui tego nie wiedział. Ale wciąż nie mógł się oderwać od uczucia żalu do Ner`Zhula. Chciał przestać o tym myśleć, ale ciągle myśli wracały. Gdyby tak... gdyby tak mógł nagle się ożywić. Ale on wiedział, że to nie możliwe. Wstanął, otrzepał się i zawrócił. I nagle go stanął jakby wmurowany. Przy furtce cmentarza siedziały 2 Skiny. Jeden, popijając wielkimi łykami piwo, a drugi, patrząc w ziemię. Takanui nie wiedział, co robić. Pierwszy raz spotkał się ze Skinami. Wiedział, że moc na nich nie zadziała i, korzystając z ich nieuwagi, skierował się w stronę tyłu cmentarza. Ale jak na złość, ten, co pił piwo, podniósł głowę i ujrzał Takanuiego. Jednak, zamiast rzucić się do ataku, coś tam przygadał do drugiego. Takanui mógł jeszcze uciec. Ale, gdy miał wejść na murek i go przeskoczyć, drugi, co patrzył w ziemię, powiedział do swojego kolegi, że trzeba go gonić. Biegli, a Takanui stał nie poradny. No nic, stłuką go teraz na kwaśne jabłko. Skiny, ten co pił piwo, podszedł do niego i od stóp do głów go zobaczył. Mamrotał coś tam pod nosem, zaś drugi trzymał się za murek. Tan ciągle czekał, aż zadadzą uderzenie. Ale pierwszy zaczął go obchodzić, przyglądając się uważnie, a drugi wyjął kij i zaczął go ważyć w ręce i oglądać. Co oni robią? Takanui nie mógł się domyślić. W końcu ten pierwszy skin, z założonymi rękami z tyłu, stanął i zapytał się Takanuiego:
- Co to jest: Gdy się w to puknie to słychać, że nic tam nie ma - spodziewając się, że Takanui nic nie odpowie, rzucił: - Twój pusty, parchaty łep! Ha ha!
Takanui uśmiechnął się krzywo. Mimo, że dotyczyło to coś o nim, jednak Skiny mają humor i nawet Takanuiego nie ruszyli. Ten drugi skin w końcu pokłócił się chwilę z pierwszym o to, kto ma pójść do sklepu po piwo. A Takanui znowu, korzystając z nieuwagi, chce pójść. Jest już na murku, gdy nagle skończyli kłótnię i ten drugi ściągnął go na ziemię i kopnął z całej siły w jego rękę. Coś tam przygadał Takanuiemu, ale niespodziewanie na cmentarz wszedł jakiś Skin. Był trochę dziwny, przypominał Rasheda, ale to nie był on. Zauważył, że tłuką kogoś, więc podszedł spokojnie do zagorzałych Skinów. I nagle stała się rzecz niedorzeczna. Ten Skin popatrzył prosto w oczy pierwszemu skinowi i ten opuścił broń i puścił się pędem w stronę furty. Drugiemu też zobaczył i ten też uciekł. W końcu, widząc leżącego Takanuiego, pomógł mu wstać.
- Kim jesteś? - zapytał po chwili Takanui.
- Kim jestem? - powiedział Skin. Głos miał spokojny. - Nazywam się Necros. I już nie pytaj, jak ich wygnałem
- No ale chciałem zapytać...
- No dobrze, a więc: Umiem panować nad umysłem. Skiny nie mają dobrze rozwiniętego intelektu i dlatego sprawiłem, żeby uciekły. Widzisz? Z drugiej strony nie trudno się tego nauczyć. Trzeba być bardzo skupionym i przekazywać swoje myśli Skinowi. Później ci wyjaśnię. Musimy iść - po czym odwrócił się i zaczął iść w stronę furtki. Takanui, po kilkusekundowym namyśle, rzucił się za nim.
Brikfest stał na pagórku i oglądał zachód słońca. Zawsze zachód słońca kojarzył mu się z marzeniami i tym podobne. Myślał o wszystkim, co się zdarzyło dziś, wcześniej, kiedyś i co może stać się teraz. Trochę głupio wyszło, że uciekł jak tchórz przed Adamziomalem. Ale nie mógł go zaatakować i tknąć. Nie mógł i już. Spuścił głowę. Wstydził się powiedzieć całej prawdy. To, co powiedział Gornowi, to był chlebek powszedni. Tak każdemu mówi. Nie powiedział kilku rzeczy, których wstydził się powiedzieć. Ale Brik żyje teraz teraźniejszością. Zaplanował wszystko, co chce zrobić. Zacisnął pięści. Nie może się poddać. Wszystko jest z deczka ułożone i raczej nie było szans niepowodzenia się. Nawet się niektórych naradzał, każdy bił brawa i coś fajnego do planu dorzucał. To Brikfestowi dodało otuchy. Nagle coś zaszeleszczało liśćmi. Nie, to tylko wiatr. Choć Brikfestowi wydawało się, że na pewno mu się uda, to ciągle przez myśl przechodziły mu straszne rzeczy. Najpierw: A jeżeli nagle coś zagmatwa? Bo jeżeli będzie próbował to naprawić, to może się wszystko zaplątać. A może jeżeli Adamziomalowi przyjdzie na myśl, żeby go zbanować? Tego najbardziej się bał. Życie jest śmieszne: Kiedy wiesz, że przegrasz, to jednak wygrywasz, a jak wiesz, że wygrasz, to przegrywasz. Właśnie tak się czuł Brikfest, który stał na wprost zachodzącego słońca. Nagle coś usłyszał. Coś znowu zaszeleszczało liśćmi. Brikfest obrócił się. Był przerażony nie na żarty. Podszedł do krzaków, ale nagle jakiś pocisk w niego uderzył. Z krzaków wyjrzało "Ognisko" Kraahkanuvy, potem wyszedł cały. Był cały w liściach. Najwidoczniej chciał się zamaskować. Po chwili zaczął się otrzepywać z liści. Wyglądał trochę śmiesznie, ale Brikowi nawet śmiać się nie chciało. W końcu Kraahk wyjął miecz i powiedział:
- Czas to zakończyć - po czym miecz przygotował do ataku.
- Nieee, o nieee - uśmiechnął się szyderczo Brikfest. - To dopiero początek... początek waszego końca!


Rozdział 12 Jak bracia Dwaj
Cytat:
Brikfest zaklnął pod nosem, gdy znowu nie trafił swoim mieczem w Kraahkanuvę. Kraahk zaś dość dobrze unikał ataków Brika. Ale było coraz gorzej. Kraahkanuva bronił się coraz gorzej, uniki stawały się wolniejsze i Brikfest mógł go przed chwilą przeciąć na pół. Myślał, że to będzie bułka z masłem go pokonać. A jednak nie. Walczył z większymi tytanami, wrogami, potworami, a toa prawie że równego sobie pokonać nie może. Jedyne, co zobaczył Kraahk, to wielka siła Brikfesta. Kiedy chciał uderzyć go prosto mieczem, to ostrze mocno się wcięło w ziemię, ale po chwili je wyciągnął. Brik nagle wziął miecz i pobiegł wymachując mieczem w stronę Kraahkanuvy. Kraahk był w kropce. Wiedział, że nie wygra, bo żeby wygrał musiałby się stać cud. Myślał, że nagle Brikfest się zmęczy lub ktoś na pomoc przyjdzie. Gdy się otrząsnął, ledwo uniknął uderzenia mieczem. Brik kopnął go w korpus i zabrał miecz. Niespodziewanie schował miecz i w jakimś polu energii zamknął Kraahka. Kraahkanuva znów musiał się otrząsnąć, żeby zobaczyć, że jest zamknięty w energicznej klatce. Mina Brikfesta jednak nie była gniewna, tylko widać było, że rozmyśla nad czymś. Brikfest nie wie, czy zabić gnoja, ale trochę byłoby mu szkoda. Bo Brik wie, że Kraahk zawsze pragnął władzy. Chciał mieć wszystkich jako tylko swoich pionków. Nie mógł go zabić. Gdyby Kraahkanuva się do Brikfesta przyłączył, to nie mógłby nikt ich pokonać. Byliby wielcy, nikt nie śmiałby się im przeciwstawić. Brikfest zniszczył pole. Kraahkanuva spadł na ziemię. Kraahk miał bardzo zmęczone oczy, widać było, że był zmęczony walką. Nie chciał nawet wstać, żeby zaatakować nic nie robiącego Brika. I nagle stało się coś, co mogło zaprzeczyć obecnej sytuacji. Brikfest wyciągnął do Kraahkanuvy rękę. Kraahk odsunął się. Pamiętał, jak Rashed zrobił to samo. Ale nie, nie mógł wyciągnąć rękę do tego zdrajcy. W końcu poczuł trochę siły, wstał i bezowocnie uderzył w Brikfesta, a ten bez wysiłku zasłonił się mieczem. Kraahkanuva atakował opornie, a Brik nie musiał się wysilać na parowanie ataków zmęczonego toa cienia.
- Czy nie zawsze tego pragnąłeś, Kraahk? - rzekł Brikfest. Po jego twarzy przeleciał szyderczy uśmieszek. - Czy nie pragnąłeś władać wszystkim w tym wszechświecie? Wszystkich mieć podporządkowanych?
Kraahkanuva przestał atakować, wstrząśnięty. Jak ten patałach, Brikfest, mógł zawładnąć nad światem? Na początku w ogóle nie chciał o tym myśleć, ale nagle zmienił zdanie. Tak, zawsze pragnął władać wszystkiemu co żyje. To było jego marzenie. Może i by nawet jakąś mocą udało mu się ożywić Spatię i znów byliby razem. Propozycja była kusząca. Nie mógł się jej oprzeć. Schował miecz. Zrobiłby wszystko, żeby władać światem. Brikfest czekał na odpowiedź. Kraahkanuvie się wydawawło, że zaraz Brik sięgnie po miecz i go zabije. Ale ta chwila nie nastąpywała. Patrzył ciągle na Kraahka, oczekując odpowiedzi. Jednak mówił serio.
- Słuchaj... ja - jąkał się Kraahkanuva. - Nie wiem co powiedzieć. Ale jednak: chętnie będę rządził światem. Ba, zawsze o tym marzyłem. Marzyłem o wielkiej, mrocznej władzy nad całym wszechświatem, galaktykę, kosmosem. Nad wszystkim, co żyje. W końcu takie jest zadanie zła ostatecznego. Ale - tutaj Kraahkanuva przęłknął ślinę. - Jak ty chcesz w ogóle zapanować nad światem?
- Mam swoje sposoby - rzucił ostro Brik.
- Dobra, kiedy zaczynamy rządy ciemności?
- Niedługo bracie, już niedługo...
Tymczasem Harsa wraz z Adamziomale przechadzali się po forum. Ziomal wszystko Harsie tłumaczył, gdyż mimo, że jest pomocnikiem BCF, wroga Adamziomala, to jednak obecna sytuacja nie pozwalała no prowadzenie wojen pomiędzy Klanami. Adamziomal przypomniał wszystko, co się zmieniło. Zaczęło się od "Entora", gdy to obronił Takanuiego. Później sytuacja była coraz bardziej kryzysowa. Entor okazał się Brikfestem, nagła zdrada Brika i Kraahkanuvy, Skiny... Jeszcze tu skinów brakowało. Ostatnio jednak przez Rasheda i Necrosa jakoś udało się zawrzeć pokój między forum a Skinami. Gdyby nie Rashed, byłby koniec forum, gdyby nie Necros, Takanui już drugi raz oberwałby po mordzie. Harsa jednak coraz ciekawiej patrzył na budowę forum. No cóż, nikt nie pobije gigantycznego PFB, ale wszystko dla Harsy było zaskakujące. Coś tam czasem śmiesznego palnął, ale jemu nie było naprawdę do śmiechu. Wie już o zdradzie Brikfesta i Kraahka. Co dalej z forum, myślał. Całą sytuację ratowało to, że coś Brik i Kraahk się nie gotują do walki. Obaj myśleli o tym samym. W końcu przerwali "spacer" i Harsa szarpnął Adamziomala, i pokazał palcem na coś, co błyszczało. Adamziomal myślał, że mu się przewidziało, ale sam zaczął to widzieć. Kazał Harsie zostać i zbliżył się do "błyskotki". Nagle jednak zaczęło się coś w głowie Adamziomalowi mącić i oddalił się. Nagle nie było bólu. Nie mógł zrozumieć, co to jest. Przybliżył się Harsa. Nie miał żadnego miętliku w głowie. Ziomal znów spróbował, ale z tym skutkiem, więc powiedział Harsie, żeby zobaczył. Owy przedmiot był głęboko zakopany. Jednak był czarny. Harsa zaczął kopać. W końcu wykopał i o mało co nie krzyknął z wrażenia. Przedmiotem była Kraahkan.
- I? - zapytał krótko Adamziomal.
- Kraa... Kraahk... - bredził Harsa. - Najprawdziwsza Kraahkan pod słońcem!
- Kr... Kraa... Kraahkan? - zapytał przerażony nie na żarty Adamziomal.
Przypomniał sobie czasy na Metroleksy. Był przecież Anty-Makuta, czyli Makuta z mocą światła. Nie miał w sobie ani ułamka mroku, to już wiedział, dlaczego nie mógł zbliżyć się do maski ciemności. Nie mógł jej ruszyć, Takanui też nie (bo toa światła), więc kazał Harsie zanieść Kraahkan do Gorna, a sam pobiegł w stronę pola. Kto mógł podrzucić tu Kraahkan? Straszne wyobrażenia przechodziły mu na myśl. Pobiegł, zobaczyć, czy delikwenta nie ma gdzieś w pobliżu. Było jasno, więc w polu mógł go rozpoznać. Ale nikogo nie było. Przyłożył głowę do ziemii i nasłuchiwał. Przez chwilę nic nie było słychać, ale po kilku minutach usłyszał śmiech. Wstał. Śmiech nie mógł być Kraahka, więc było tylko jedno rozwiązanie... Brikfest. Zaczął nie biec, tylko galopować. Tak mu się spieszyło, że o mało co nie przewrócił się o kamienie. Jednak patrzył pod nogi i uskakiwał je. Zaczął już bez przykładania ucha do ziemii słyszeć śmiech. Pobiegł dalej. Po chwili stanął. Przed jego oczami daleko rysowała się sylwetka Brika. Zacisnął pięści i szedł powoli. Brikfest stał, więc mógł iść powoli, nie musiał biec. Musiał się dowiedzieć wszystkiego od Brika, w innym razie będzie musiał stoczyć walkę, którą i tak przegra Adamziomal. Po chwili jednak zauważył, że Brikfest zaczął iść w stronę Adamziomala, choć w ogóle na niego nie patrzył. Najwidoczniej go nie widział. Po chwili jednak Brik zauważył, że daleko był Adamziomal. Przeraził się. Jest za wolny, więc nie szans ucieczki. Stanął i przypatrywał się ze strachem w oczach Adamziomalowi. Zaś on patrzył na Brikfesta. Obaj się nie ruszyli i nie wiedzieli, z jakiego powodu. Czy ze strachu, czy z czego innego. W końcu Adamziomal odważył się zrobić krok. Brikfest stał jak stał. Więc bardzo powoli Adamziomal poruszał się w stronę Brika. Na twarzy Brikfesta malowało się przerażenie i niepokój, choć bardziej to pierwsze. Brik stał jak wmurowany w stronę przybliżającego się Admina. Po chwili jednak Adamziomal stanął w odległości 10 metrów od Brikfesta. Obaj patrzyli się na siebie, choć raczej nie zapowiadało się na walkę. Zaczął wiać wiatr. Brikfest i Adamziomal nie wiedzieli, co robić. Jak jeden zacznie uciekać, to drugi zacznie go gonić, tak myśleli. Jeden bał się drugiego. Brikfest nie wiedział, że tak nagle dojdzie do tego spotkania. Było tak cicho, że słychać było wyraźnie jak wieje bardzo słaby wiatr. Nie wytrzymywali tego milczenia. Myśleli, że zaraz wybuchną.
- Witaj braciszku - odezwał się po długim milczeniu Brikfest. - Jak tam leci?
- A jakoś tam leci - powiedział cicho Adamziomal. - Możesz mi łaskawie wytłumaczyć, o co w tym wszystkich chodzi?
- Wkrótce się dowiesz
- Wkrótce, wkrótce... Mówiłeś to wiele razy. Może pierwszy raz byś mi wytłumaczył, będę wiedział, jak mam ci czyścić stopy, o wielki władco korniszonów
- Ty nie jesteś lepszy, królu buraków. O co ci chodzi? - znów zapadło milczenie. Po chwili Brikfest zaczął dalej mówić. - Ja chcę tylko mieć wszystkich jako swoich pionków, bo za drogie szachy w Carrefourze, nie rozumiesz?
- Zrozumiem, jak powiedz dokładnie, szachy to nie jest wytłumaczenie
- Spadaj na drzewo zrywać banany - rzekł Brikfest. - Chcę zawładnąć światem i nic ci do tego. Jak chcesz, przyłącz się, jak nie, to ok. Słyszałem, że banany są smaczne
- No właa, człowieku, jesteś żałosny, weź idź stąd wieśniaku - powiedział Adamziomal. - Tyle razem przeżyliśmy... A ty mi się tak odpłacasz? Zdrajca pieprzony. Pamiętasz Metroleksy? Pamiętasz wielką wojnę? Ultranoxa? Twoich uczniów? Naszego króla? Nie pamiętasz. I tak im się wszystkim odpłacasz. Pamiętaj, że jestem ostatnim Anty-Makutą. Byliśmy dla siebie jak bracia, a ty... zachowałeś się jak świnia. Dziękuje ci bardzo za coś takiego
- Nie mogę ci powiedzieć - Brikfest spojrzał gdzieś w bok. Nie mógł powiedzieć prawdy na temat Adamziomala. - Dowiesz się w swoim czasie...
- A kiedy będzie ten "swój czas"?
- Może nawet nigdy... - rzucił Brikfest.

Rozdział 13 Dalsze Sprawy
Cytat:
Zapadał wieczór. Kraahkanuva wygonił ostatnich żołnierzy do domów. Po udanym wygonieniu napadła cisza, wyraźnie słychać było lekki powiew wiatru. Ostrzył sobie miecz, ale był w ogóle myślami gdzie indziej. Rozmyślał o swojej przeszłości. Jego zadaniem jest panowanie nad światem, ale nie ma miejsca dla nich dwóch. Nie ma miejsca na Brikfesta i Kraahkanuvę. Odkąd przyłączył się do Brikfesta, BCF zaczęło na nowo działać. Wywalił Razzala, Ner`Zhula i pozostałych z Bractwa. Teraz w bractwie był on, Brik i cała ich armia. Nagle zauważył z daleka jakąś osobę. Był to Brikfest, ale w ogóle nie przypominał dawnego. Tamten Brikfest miał szyderczy uśmieszek, był pewny siebie i radosny. Ten miał spuszczoną głowę, był zamyślony i najprawdopodobniej smutny. Zaczął znów ostrzyć miecz, ale nie spuszczał oczu z Brika. Co mogło go tak zasmucić? Gdzie był tyle czasu? Po chwili Brik podszedł, Kraahk chciał o coś zapytać, ale ugryzł się w język. Lepiej nic do niego na razie nie mówić. Niespodziewanie Brikfest podniósł głowę i patrzył na Kraahkanuvę. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Wyglądało, jakby zaraz mieli sobie wbić miecz w tułów, ale to nie nastąpiło. Kraahk chciał ciągle przerwać milczenie, ale powstrzymał się i patrzył na naostrzony miecz. Brikfest poszedł dalej i zauważył jakiegoś żołnierza. To był ich. Pogawędzili chwilę, po czym Brikfest bez namysłu udał się dalej. Kraahkanuva odwrócił się. Gdzie on idzie? Nawdychał powietrza i zaczął go śledzić. Brikfest szedł tak wolno, patrząc w gwiazdy, że bez pośpiechu można liczyć jego kroki. Po paru minutach Brik zaczął biec, a Kraahkanuva zaczął, ciągle skulony, iść szybciej. Jednak na nic zdał się ten pośpiech, Brikfest stanął i patrzył na Księżyc w fazie sierpu. Kraahk zadawał sobie ciągle to samo pytanie: Gdzie on idzie? Tam dalej znajdywały się kwatery użytkowników, więc nie mógł isć do nich. O Spatii nawet nic nie wie. Więc wciąż to samo. Gdzie?... Minuty dłużyły się jak godziny. Kraahk myślał, żeby zaraz wyjść z ukrycia i zapytać w otwarte karty. Z drugiej strony chciał sobie pójść, ale dalej ciągnęła go ciekawość. Ale coś mu mówiło, żeby zostać i czekać cierpliwie. No, ale jak w takiej sytuacji można być cierpliwym, kiedy ciekawość cię ciągnie niemiłosiernie? Niespodziewanie Brikfest zaczął biec dalej, ale to nie był bieg. To był galop. Zaczął biec bardzo szybko. Kraahkanuva zaczął po cichu biec, ale Brik się oddalał. I oddalał, i oddalał. W końcu zebrało mu się na odwagę i zaczął galopować. Nagle o mało co na Brikfesta nie wpadł, ale w ostatniej chwili udało się chwycić jakiegoś krzaka. Kraahkanuva podniósł oczy i stanął wmurowany. Nie, to nie może być prawda! Był tu Grób Spatii. Z jednej strony poczuł ulgę, bo pomyślał, że Skiny wykopały grób. Jednak z drugiej był bardzo zaniepokojony. Co tu Brikfest może robić? Kraahkanuva oddalił się i patrzył uważnie na jego kroki. Brik podszedł bliżej i ukląkł, po czym schował twarz w ramionach. Wygląda, jakby to on zabił Spatię. Wygląda też, jakby był przestraszony. Obrócił się, ale i tak nie zauważył Kraahka. Ten teraz był przestraszony. Na twarzy Brikfesta malowało się przerażenie i niepokój. Bardzo chciał podejść do niego i zapytać, co on tu u diabła robi. Ale zmienił wyraz twarzy. Znów ten sam wyraz, szyderczy uśmiech i całkowita pewność siebie. Kraahkanuva odetchnął z ulgą. Ale całkowicie niespodziewanie coś go od tyłu złapało. Był to Brikfest. A jednak go zauważył. Złapał go za szyję dwoma rękoma i przycisnął go do ścianki, która była w pobliżu. Kraahkanuvie przypomniała się akcja z Rashedem i Skinami.
- Co tu robiłeś?! Gadaj! - wrzasnął wkurzony Brikfest.
- Ja? Nic... - wykrztusił Kraahkanuva. - Naprawdę nic!
Kraahk widział jednak po oczach Brikfesta, że kłamie. Nie chciał dalej ciągnąć rozmowy, tylko puścił go i Kraahk zwalił się na ziemię, po czym Brik pobiegł daleko w pole. Kraahkanuva zdążył tylko zobaczyć jego nogi niknące daleko w obszernym polu.
Najnormalniejsi użytkownicy forum chodzili obok sali obrad Modów i Adminów. Byli nim między innymi: Kalmahiczek, Mekrani czy Scorpion. Kalmahiczek był bardzo niecierpliwy, wchodził w tę i we w tę, próbował raz po raz wejść do sali, ale wartownicy odganiali wszystkich, którzy spróbowali przejść. Scorp miał pomysł. Zrobił małą dziurkę w ścianie, przez co mógł patrzeć na wszystko, co się dzieje w środku. Jednak jeden z warty go zauważył i odgonił, naprawiając ściankę. Mekrani też próbował, bez skutku. Kalmahiczek dalej próbował. Przebierał się za inżyniera, dostawcę i pizzy czy hydraulika, ale oni nic. Za każdym razem rozpoznawali delikwenta i odganiali szczeniaka. Jednak "ostatni sprawiedliwy", Nukor, znalazł najlepszy sposób. Zostały przecież okna.
Sala nie była duża, na ścianach były zawieszony świece i przeróżne obrazy. Charakterystyczną rzeczą w sali był wielki żyrandol, lampki przypominały symbol miecza z brązu i złotej tarczy. Był to symbol władzy na forum. Przy wielkim stole siedział na honorowym miejscu Adamziomal, przy nim Gorn i Takanui. Zaprosili jeszcze Rasheda, Necrosa, kilku Skinów i Dynamite`a, choć nie byli modami. Jednak z różnych względów zaprosili ich. Dlaczego zaproszono Skiny? Rashed i Adamziomal podpisali umowę, że nie będzie pomiędzy nimi żadnych konfliktów. Ziomal wie, że Rash to Wódz, który ma Honor. Celem obrad było: Zdrada Brikfesta i Kraahkanuvy oraz podupadanie forum. Raczej tym drugim niezbyt się przejmowali, bardziej wszystkich interesowało to pierwsze, gdyż wszyscy myśleli o tym samym. Co chwila Adamziomal musiał wszystkich uciszać, jeden Necros milczał. Ogólnie był małomówny, ale kiedy trzeba jego rady, nie można go uciszyć. Necros zadziwiał Adamziomala. Najbardziej zdziwiło go to, że Rashed okazał się najprawdziwszym pod słońcem ojcem Necrosa. Więc nie dziwne, że czasem Rash coś powiedział do ucha Necrosowi. Nikogo ważniejszego dla Rasheda w życiu nie było. Opiekował się nim bardziej niż same Skiny. No cóż, nie dziwne, Rashed jest pierwszym ojcem u Skinów. Nagle zapadła śmiertelna cisza. Wszyscy usłyszeli marsz i komendy jakby generała. Wszyscy myśleli o tym najstraszniejszym. Jednak wszyscy nagle poczuli ulgę. Gdy Dynamite podszedł do okna, okazało się, że to tylko Gościu wydaje komendy swoim żołnierzom. Powrócili do obrad. Niespodziewanie wstanął Takanui. Na początku trochę milczał, ale odważył się wstać. Wszyscy się uciszyli, bez pomocy Adamziomala.
- Rozumiecie teraz, co się u nas dzieje - zaczął mówić. W jego głosie było słuchać pewność siebie. - Brikfest nas zdradził i namówił Kraahkanuvę, naszego drogiego Jr. Admina. Ma talent do zdrady. Nie znamy na razie ich planów, ale jak mówię, na razie. Wysłaliśmy już szpiega do nich i...
- Co, szpiega?! - przerwał mu Rashed, wstając. - Pamiętacie, co mówiłem? Te wasze zasrane skradanki na nic się nie przydadzą. Oni szybciej wyrolują nas, niż my ich
- ...niedługo mamy się dowiedzieć szczegółów - ciągnął Takanui, w ogóle nie zważając na oburzenie się wodza Skinów. - Jedyną naszą bronią teraz jest spryt i... - dopiero Takanui teraz zauważył, że Rashed jest zdenerwowany. - A znasz inne wyjście? Są pięć razy silniejsi od nas
- Przypomnę wam coś. Pamiętacie książkę "Tym samym życiem"? - zapytał wszystkich Rashed. Widać było, że pamiętają. - I pamiętacie, jak grupka matoranów dzielnie broniła się przed armiami złego króla? Armia króla liczyła tysiące utalentowanych wojowników, a matoranów było mniej, ale nie wykazali się sprytem, tylko siłą. Nie potrzebne nam jakieś debilne, głupie i idiotyczne bezowocne skradanki
- Ale ja naprawdę...
- No cóż, jeżeli dalej uważacie, że chcecie się wykazać sprytem, to bez naszej pomocy. Chodźcie - mruknął do Skinów. Zbliżali się do wyjścia z sali. Nagle zauważył, że jego syn się nie rusza z miejsca. - No, Necruś, chodź. Necruś?
Zauważając, że Necros nie idzie, poszedł do wyjścia. W ostatniej chwili Necros wstał z miejsca i pobiegnął do drzwi. Rashed, zdziwiony, poszedł wraz z Necrosem.
- Przepraszam, tato. Nie gniewaj się - mruknął Necros.
- Nie gniewam się - powiedział Rashed. Necros zauważył, że na jego twarzy zajaśniał uśmiech. - Nie jesteś już dzieckiem, nie muszę prowadzić cię za rączkę, miałeś prawo mi odmówić. Byś musiał pójść, gdyby to była sprawa najwyższej wagi. A tak... no, nic. Ważne że przyszedłeś - poklepał po ramieniu szczęśliwego Necrosa.
Po chwili zaczęli wszyscy się powoli rozpraszać.
Kraahkanuva stał, a raczej siedział, przed kominem w swojej chatce. Popatrzył na ściany. Był bardzo radosny, na chwilę zapomniał o wszystkim, co się kiedyś działo. W ogóle zapomniał, że jest zły. Było w tym pokoiku bardzo miło. By było wspaniale, gdyby była Spatia. Ach... marzyć. Gdyby dostał moc, która mogła by ją ożywić, zrobiłby to od razu, bez zastanowienia. Nie myślał o forum, nie myślał o Brikfeście. Był bardzo wesoły i szczęśliwy. Patrzył na kominek. Patrzył na ogień, na drewno. Ten komin był dla niego symbolem oderwania się od rzeczywistości i zapomnieniu o przykrych sprawach. Było bardzo ciepło. Zauważył, że ogień zaczął przygasać. Wziął drewno i wrzucił do ognia i na nowo rozpalił. Usiadł znów na swoim fotelu na biegunach. Był niewiarygodnie szczęśliwy, był w siódmym niebie. Patrzył przez okno. Lał deszcz jak z cebra. Miło tak sobie posiedzieć przy ciepłym i radosnym kominku, kiedy na dworze leje. I leje, i leje. Pomyślał o swojej dalekiej przeszłości. Spatia, PFB, przyjaciele... Te myśli były dla niego naprawdę bardzo dobre. Próbował zapomnieć o tym, co się kiedyś stało. Tutaj, w ciepłej atmosferze domu i przy kominku było łatwo. Bardzo łatwo. Nagle zauważył przez okno bięgnącego Harsę. Roześmiał się. Nie wróci suchy. Przez cały czas Kraahkanuva się uśmiechał. Zamykał oczy i marzył, patrzył gdzieś daleko w przyszłość. W nieznaną, wesołą przyszłość. A może... a może jak zapanuje nad światem z Brikfestem, to ten ożywi Spatię? Gdyby tak się stało, to Kraahkanuva by chyba krzyczał z radości. Po chwili Kraahkanuva wywalił się na krześle i spadło na jego głowę wiadro. Wyjął je z głowy i w ogóle nie jeknął z bólu, tylko znów się zaśmiał. Położył wiadro na swoje miejsce i usiadł na bujanym fotelu. Przypomniał sobie najmilsze chwile z jego życia. Spatia... Spatia... Jedna myśl ciągle przychodziła mu do głowy. Wiedział, że jest wielkim, mrocznym władcą, ale z uczuciami. Nie wiedział w ogóle, że w życiu znajdzie taką kobietę. Że tak ją pokocha. Myślał teraz, że Spatia siedzi obok niego. Ten objął ją ramieniem i obaj patrzą na ogień w kominku. To było jego największe marzenie. Być znów... z nią. Niespodziewanie wrócił do rzeczywistości. Usłyszał rzucanie kamykami w okno, potem pukanie do drzwi. To był szyfr. Kraahk podszedł do drzwi. Otworzył je i nagle ciemna postać weszła do domu, pospiesznie zamykając drzwi. Ową postacią był Brikfest. Mimo, że jest bardzo przemoczony, był bardzo radosny i uśmiechnięty.
- Człowieku! - krzyknął zadowolony Brikfest. - Zaraz wypływamy!
- W tą pogodę...? - zapytał zmieszany Kraahkanuva. - Na pewno na morzu jest sztorm i...
- Ech, nie ważna pogoda, tylko to, co chcę ci powiedzieć.
- Co?
- Będziemy... mieć sprzymierzeńca! Wyobrażasz sobie? I to nie byle jaki koleś! Wczoraj podsłuchałem rozmowę jakichś dwóch matoranów. Mówili o jakimś wielkim barbarzyńcu, który jest bardzo dobry. No to ja wyszłem z ukrycia i zapytałem ich, o co chodzi. Myślałem, że nic nie powiedzą, a tu nagle śpiewają o nim. Nazywa się Akamagosh, był barbarzyńcą, lecz zginął z niewiadomego powodu. Krążą plotki, że przeciwstawił się samemu Bogu, a ten go wygnał, jak Akamagosh przegrał.
- Bujasz?!
- Nie żartuję! Naprawdę! Będziemy mieć sprzymierzeńca! Wiem, że umiesz ożywiać umarłych. To ożyw i jego. Jak go ożywisz, to nikt nie będzie mógł się nam sprzeciwić. A więc: Pakuj gnaty i do portu!
Brikfest z niewiarygodną szybkością wybiegł z domu. Kraahkanuva zamknął drzwi. Nie mógł już znów marzyć. Jak to mówi Ner`Zhul: "Wczoraj to przeszłość, dziś to przygoda, a jutro to zagadka".
Takanui, jak co tydzień, szedł do grobu Ner`Zhula w bezowocnej nadziei, że wyjdzie z grobu i będzie żył. Tan mógł przeżyć wszelkie kłótnie i uderzenia, byle by Ner żył. Dzisiaj jednak w ogóle stracił nadzieję, że powróci. To nie było przepuszczenie, to stało się faktem: Ner nie żyje. Takanui wszedł przez furtkę. Znał tą drogę na pamięć. Z zamkniętymi oczyma by przeszedł. Doszedł do grobu. Przeczytał najpierw wielkie "R.I.P." potem "Ner`Zhul", a na końcu datę ile żył i kiedy zmarł. Takanui popatrzył na gwiazdę. W jednej z tych gwiazd znajdowała się dusza Ner`Zhula*. Zakrył twarz w dłoniach. Rozmyślał nad wszystkim, co się właśnie stało. Po pierwsze uderzenie do teraz. Pamiętał, jak Ner`Zhul zgniótł go jak robaka, w ostatniej chwili przychodzi "Entor" Brikfest, ratuje go i bezczelnie kłamie, że jest wysłannikiem Mata Nui. Potem okazało się, że to Brikfest, Takanui stoczył walkę na śmierć i życie z Ner`Zhulem, ostatecznie go zabija i nikt nie wie, że to on. Później pogrzeb Nera, nadejście Skinów, niespodziewana zdrada Brikfesta, a na końcu: Zdrada też Kraahkanuvy. Całe forum się rozpadło, każdy działa na własną rękę. Takanui w ogóle o Wojnie Klanów nie myśli. Myśli o czymś innym. O marzeniu, żeby Ner`Zhul żył i pomógł pozostałym. Może namówi Kraahkanuvę na powrót, w końcu Ner był najbardziej oddany Kraahkowi (albo to Kraahk Nerowi, co za różnica). Nagle coś zaszeleszczało. Takanui nie odwrócił się. Pewnie wiatr szeleszczy liśćmi. Nagle coś znowu zaszeleszczało. Takanui ani drgnie. Wciąż w swoich myślach. W końcu wstaje i odwraca się. Nic nie widać. Głupia nadzieja. Lecz zaczął coś słyszeć. Ten głos... te kroki... to niemożliwe! Takanui przeskoczył przez murek. Dopatrzył się jakiejś z daleka postaci. Otworzył szeroko oczy. Postać trzymała się za drugą rękę, najwidoczniej go boli i postać kulała. Pewnie znów jakiś matoran. Ale nie. Takanui zrobił krok. Nagle usłyszał głos. Głos, który teraz wydawał mu się jak głos dawno poszukiwanej przez siebie dziewczyny. Teraz nie było wątpliwości.
Z daleka kulał... Ner`Zhul!!!

Rozdział 14 Generał Morgain
Cytat:
Przygotowania do wypłynięcia szły pełną parą. Wszyscy się spieszą, jakby jechali do swojego kochanego domu, jakby ich nie było wiele lat. Brikfest wszystko przyspiesza, Kraahkanuva zaś stoi z boku i patrzy na wszystko spode łba. Zastanawiało go, co to za kolos ten Akamagosh. Co prawda, Brikfest coś tam wybełkotał na jego temat, ale to wciąż za mało. A jak nie będzie chciał współpracować? Strach pomyśleć. Brik zbytnio przesadza, gdyby to, co przypuszcza Kraahk, było prawdą, to całe przygotowania pójdą na marne, co gorsza, wszystko może przejąć Akamagosh i będzie pławił się władzą nad wszechświatem. Kraahkanuva od czasu do czasu chciał zabić Brikfesta i sam wszystko przejąć, lecz za każdym razem powstrzymywał się. Kiedy Brikfest się zdenerwuje, zabije Kraahkanuvę bez skrupułów. Jak już kiedyś myślał, świat jest za mały dla nich dwóch. Bardzo mały.
Niespodziewanie Kraahk otrząsnął się. Był w swojej chatce, w łóżku. A więc spał. Przetarł oczy. Rozmyślał nad swoim snem. Śniło mu się, że gdy wchodzi na gigantyczną górę i jest na samym czubku, spada. W czasie spadania obudził się. Co to może znaczyć? Kraahk tego nie wiedział. Wstał, wziął wszystko co potrzebne i udał się na brzeg. Po chwili znalazł się w porcie, ale o dziwo nikogo nie było. Do licha, czyżby odmówili? Jeżeli tak, to Kraahkanuvie spadnie kamień z serca. A może godzinę przełożyli. Obrócił się. A jednak. Brikfest szedł z kilkoma żołnierzami, a na brzeg nieoczekiwanie zawitała wielka Fregata. Brik nie odezwał się. Poszedł dalej, jakby w ogóle tu Kraahkanuvy nie było. Wymienił parę zdań z kierowcą Fregaty, po czym wszedł na statek.
Nagle coś z tyłu złapało Kraahka i przyciągnęło do siebie. Cokolwiek to było, musiało być odważne. Istota trzymała go mocno, a do szyi przystawiając sztylet. Kraahk był w pułapce.
- Kim jesteś? - zapytał Kraahkanuva gniewnie.
- "Zostaw mnie samego! Wynoś się!", pamiętasz? - odparła Istota.
- Ner!
Kraahkanuva odwrócił się. Przetarł oczy. Nie wierzył własnym oczom. Przed nim stał nie kto inny jak Ner`Zhul.
- Jak ty wróciłeś? Po co przyszłeś? - wypytywał gorączkowa Kraahk.
- Jestem po to - zaczął Ner`Zhul. - żebyś mi parówo wyjaśnił, po co to wszystko
- To nie chcesz być z nami?
- W życiu! Myślisz, że będę służył Ciemniakowi i jakiemuś Mięśniakowi? Zrozum, przestań to. Brikfest cię wykorzysta, zobaczysz. Kiedy nadejdzie czas władzy, wyrzuci cię na zbity pysk - Ner`Zhul widząc, że Kraahkanuva chciał powiedzieć "Nie", to Ner odwrócił się. - Nic więcej do powiedzenia ci nie mam
Ner`Zhul poszedł. Kraahkanuva patrzył na niego bez wyrzutów sumienia. Nawet najlepszy przyjaciel może cię zdradzić. Po chwili Brikfest zawołał Kraahkanuvę na pokład. Odpływali, to pewne. Wszedł na pokład. Zaczęli płynąć. Płynąć, po kogoś, kto pomoże pierwszy raz wygrać złu...
Adamziomal z założonymi do tyłu rękami chodził po sali. Siadał, pisał coś, przekreślał potem, wstawał, chodził po sali i tak w kółko. Myślał o wszystkim. Myślał o Kraahkanuvie, o Brikfeście, o zdradzie, o forum... O wszystkim, co było najważniejsze. Czy Kraahk zapomniał, że jest Jr. Adminem? Bo chyba tak. Ziomal przeraził się na początku, że do Brikfesta i Kraahkanuvy, ale zajął się sprawą jak normalny mężczyzna i odmówił. Ale dalej było niebezpiecznie. Na wczorajszym zebraniu nie można było pójść do zrozumienia pomiędzy wszystkimi. Każdy teraz działa na własną rękę, choć w końcu okaże się, że będą wszyscy musieli pracować razem. Tylko to jedno pocieszało Adamziomala. Niespodziewanie do sali wpadł jak burza Rashed. Miał jakiś papier w ręce. Adamziomal przeraził się. Nigdy nie widział Rasha tak przestraszonego. Rashed nic, dał Adamziomalowi kartkę, coś szepcząc do ucha, po czym też huragan wypadł z sali. Adamziomal patrzył przed siebie zmieszany. Przełknął ślinę, wziął kartkę i zaczął czytać.
Drogi Adminie FWIB-Nui Adamziomalu,
z przykrością stwierdzam, że Harsa zostaje odwieziony na swoje miejsce, na PFB. Sami nie mamy pomocy, Har by się nam przydał. Jutro o świcie Harsa ma wyruszyć z powrotem na PFB-Nui. Niestety, nie mamy więcej pomocy, musicie radzić sobie sami. Usłyszałem, że macie niezłą bitwę. I przykro mi, sami mamy problemy. Spróbujemy później Wam jakoś pomóc, ale mi się zdaje, że będzie za późno, podobnie jak i Tobie.
Z poważaniem,
-Lemonardo114-

Adamziomal opuścił kartkę, zmiażdżony. Więc to tak? Ładna pomoc. W najgorszym momencie Harsa musi iść. Ich prawie najlepszy wojownik. On był jedyną nadzieją, a teraz... teraz nastąpił koniec. Koniec FWIB-Nui, Kraahkanuva i Brikfest i ten ich Akamagosh będą się cieszyć wygraną, a oni będą wyrzutkami. Bitwa skończona. Nie ma nic więcej do powiedzenia. Adamziomal zobaczył na niektórych użytkowników forum przez okno. Chodzą, żartują, rozmawiają. Nie wiedzą, że niedługo zostaną zabici. Nikt jeszcze nie wie o tym, o czym wie tylko Rashed i Adamziomal. Adamziomal zauważył, że na podłodze znalazła się jakaś kropla. To łzy. Łzy z oczu. Płakał. Płakał ze wszystkiego. Robił forum przez wiele lat, a niedługo... wszystko, nad czym się napracował, pójdzie w ruinę. Nagle ktoś wszedł przez drzwi. Adamziomal obrócił się i przestał pochlipywać. Próbował się uśmiechnąć. Przed nim stała osoba, która mogła zmienić wszystko i wszystko uratować. Największy sojusznik Adamziomala. Ktoś, kto wiele razy pokazał, że jest odważny i silny. Takanui...
Brikfest z dumą patrzył na wszystkich żołnierzy, którzy byli na kolosalnej Fregacie. Wyszkoleni żołnierze, zabójcy, złodzieje i inni. Kraahkanuva stał z boku i patrzył na morzę. Znowu myślał o Spatii, lecz trochę mniej. Rozmyślał też, co będzie się działo, jak dobiją do brzegu. Będą się cieszyć, będą się modlić, będą zawiedzeni? Kraahkanuva nie wiedział tego. Spojrzał na Brikfesta. Od razu było widać, że Brik jest dumny ze wszystkich. Nawet z Kraahkanuvy. Brikfest odwrócił się i zobaczył coś z daleka. Nie, to tylko ryby. Zaczął rozmyślać. Spojrzał na Kraahkanuvę. Jak to możliwe, że zjednoczył się z nim? Wiedział, że Kraahk jest silny i przyda mu się. Na początku myślał, żeby go niezwłocznie zdradzić i wyrzucić, lecz co dzień zaczął się zastanawiać. Po Kraahkanuvie widać, że nie raz próbował przejąć władzę nad światem. Z Brikfestem właśnie odzyskał tą nadzieję. Spojrzał w stronę morze. Gdzieś tam, gdzieś na jakiejś wyspie miałby być ktoś, kto mógł im pomóc. Bardzo pomóc. Wiedział, że nie bez potrzeby popłynął, żeby go uwolnić. Nie sprzeciwiał się, żeby Ner`Zhul też się przyłączył, ale odmówił. Nie to nie. Nie ma co namawiać. Brikfest wyuczył się tego. Jak ktoś powie Nie, to koniec rozmowy. Wie, że byle co powie, to i on tak odmówi.
- Wyspa w polu widzenia!!! - krzyknął jak najgłośniej jeden z żołnierzy.
Kraahkanuva i Brikfest nagle odżyli i zobaczyli. Rzeczywiście, z daleka na morzu można było zauważyć czarną, ciągle się powiększającą kreskę. Brikfest wiedział, że tam jest właśnie ta osoba, która odmieni oblicze (prawie) całej ziemi. Ale jak się to mówi: Prawie robi wielką różnicę. Brikfest znowu spojrzał dumnie na armię, a po chwili nagle na Kraahkanuvę. Przez połowę wyprawy traktował go jak powietrze, a teraz jest dla niego najważniejszy. Nagle usłyszeli coś. Coś jakby gniewne krzyki pomieszane z rzutem ostrzy. Armia spojrzała na wyspę. Wszyscy stali wryci. Kraahkanuva to się przestraszył. Na brzegu wyspy było czterech wojowników, którzy coś krzyczą i trzymają w ręce włócznie. Fregata zatrzymała się, gdyż przybliżeni bardziej mogliby być poranieni przez włócznie. Lecz po chwili o dziwo jeden z włóczników dał znak, żeby płynęli. Brikfest i Kraahkanuva myśleli, że to zasadzka. Popłynęli dalej. Nie rzucali włóczniami, mieli strute miny. W końcu Fregata dobiła do brzegu. Zarzucono kotwicę, żołnierze chcieli schodzić, ale Brikfest powiedział, żeby się zatrzymali i sam poszedł do Włóczników. Porozmawiał z nimi chwilę. Włócznicy przypominali Toa przebranych za matoran. Byli matoranami, ale byli silni i odważni, żeby przeciwstawić się armii. Brikfest wrócił uśmiechnięty. Kraahkanuva odetchnął z ulgą. W końcu wszyscy żołnierze zeszli i Włócznicy mówili, żeby uważali na wszystko w środku. Brikfest zrozumiał, że to Akamagosh, ale Kraahk pomyślał, że to coś o wiele gorszego. Ruszyli do jaskini. Jaskinia była wąska, na ścianach były wymalowane jakieś znaki, było ogólnie demonicznie. Nawet najodważniejszy Brikfest czuł niepokój. A jeżeli czyha tu jakaś zasadzka? Tamci mogli zamknąć wejście i w środku mógł się czaić potwór, który ich wybije. Po chwili znaki zmieniły się, podobnie jak i tunel. Tunel stał się bardzo wąski, a znaki były malowidłami jakiejś osoby. Czyżby barbarzyńcy Akamagosha? Te rysunki przypominały tylko Akamagosha. Nagle Kraahkanuva poślizgnął się i wpadł w lodowatą otchłań. Brikfest i kilka pobliskich żołnierzy wpatrzyli się w dziurę. Kraahk zleciał szybko. Brik miał minę, jakby chciał powiedzieć "Mała strata", lecz ucichł i poszedł dalej. Tymczasem Kraahkanuva był zasypany cały warstwą śniegu. Wziął "Ognisko" i wypalił sobie dziurę w śniegu. O dziwo śnieg nie chciał topnieć. Schował broń. Śnieg był przykryty czymś mocnym. Przełknął ślinę, wziął "Ognisko" na pełną moc i cisnął w śnieg. Po chwili ujawniła się wielka dziura wyryta przez "Ognisko". Wyjął głowę. Znajdował się w wielkiej sali z jakimś więzieniem w kącie. Próbował wstać, schował "Ognisko, w końcu wstał i obejrzał całą salę. Pierwsze jego pytanie było: Gdzie jest reszta? Lecz po chwili przestał o tym myśleć i usłyszał jakby głos jakiejś osoby. Głos dobiegał z lodowatego więzienia. Zrobił pierwszy krok, odbił się echem po całej sali. Poszedł żwawym krokiem i nagle zatrzymał się. W kącie więzienia siedziała osoba. Strasznie umięśniona, przy nim Skiny są bardzo chude. Twarz miał całą zakrytą w bliznach, a blisko niego była zjedzona strawa i wypita szklanka wody. Siedział i patrzył w ziemię. Po chwili bardzo szybko wstał i podbiegł do Kraahkanuvy, nie wierząc własnym oczom, że widzi jakiegoś Toa. Kraahkanuva zrobił krok w tył. Przypomniał sobie wygląd Akamagosha. Zdziwił się, gdy zrozumiał, że wszystkie cechy wyglądu nie zgadzają się z Akamagoshem. Więc kto to jest? Osoba oddaliła się, gdy usłyszała marsz. Kraahkanuva obrócił się. Marsz pochodził od marszu Armii Brikfesta i jego samego. Chód Brikfesta zamienił się w bieg. Musiał ujrzeć Akamagosha.
- Co to za zebranie? - odezwała się osoba z lochu jakąś nieznaną gwarą.
- Kim ty w ogóle jesteś? - zapytał Brikfest z niedowierzaniem. To nie mógł być Akamagosh. - Ty w ogóle nie przypominasz Akamagosha, największego barbarzyńcę w dziejach i...
- Nie znam w ogóle tego imienia - rzucił ostro więzień. W jego głosie był bardzo ostry. - Ale jak chcecie wiedzieć, kim jestem, więc się przedstawię. Jestem Morgain, wielki Władca krain Wschodu. Znalazłem się tu bo... bo miałem potyczkę z tym waszym Akamagoshem. Ostrzeżę was, bo ten cwel już nie żyje. Nie miał ze mną szans
- I co teraz? - zapytał jakby do siebie Kraahkanuva z niepokojem.
- Eee tam, niepotrzebnie się martwisz - powiedział z obojętnością Brikfest. - Słyszałem o Morgainie, też jest bardzo dobry. Prawie że świetny. No cóż, Morgainie - zwrócił się do więźnia. - Jestem Brikfest, pochodzę z Metroleksy, a ten - wskazał na Kraahka. - nazywa się Kraahkanuva, Toa Cienia. Wiesz po co przybyliśmy, Morgain? Czy chciałbyś się zemścić na całym świecie i panować nad nim z nami? Czy chcesz być uwolniony?
- Ja? - obejrzał się. Wiedząc, że o niego chodzi, powiedział: - Oczywiście, że tak. Od zawsze o tym marzyłem. I teraz... może się to spełnić
---------------
2 dni później
---------------
- Inaczej te katapulty! Żołnierze, salutować! Ej ty tam, przesuń tą kuszę w prawo! - krzyczał Morgain. Mimo iż był surowy, to raczej był bardzo dumny z uzyskania rangi Generała jaką mu dał Brikfest. I był bardz radosny. Znów powrócił do swojego, ekhem, Hobby.
Brikfest i Kraahkanuva z resztą też byli zadowoleni. Kraahkanuva, na początku niepewny, teraz promieniował wesołością. Brikfest, zwykle zbyt poważny, teraz dowcipkował i żartował. Kraahkanuva patrzył na wielkie mury forum. Przypomniało mu się oblężenie Ecotoru (to ta wojna, w której współpracował ze Spatią), kiedy to po wielu dniach wyczerpującego oblężenia przejęli główne miasto wroga. To było identyczne. Spojrzał na Morgaina. Spodziewał się braku współpracy, a tu proszę: Mamy wyszkolonego, wesołego Generała. Kraahkanuva zauważył, że użytkownicy forum układają się w zwartym szyku. Po kolei: Adamziomal, nic nie podejrzewający Admin strony, można go oszukać bez przeszkód. Takanui, najbardziej zacięty wróg Kraahkanuvy, choć typa zbyt pewnego siebie. Umiejętny Gorn, znający się na Wormsach, choć durny i słaby. Ner`Zhul, jedyny spośród lubianych, ale stanowczy, często nie staje po stronie zła. Dynamite, tchórzliwy Ekspert od Worms, Scorpion, zdradliwy typek i wszyscy inni, którzy wpadli Kraahkanuvie w oko. I oni wszyscy teraz przygotowują się na śmierć. Są głupi. Czy nie rozumieją, że idą na śmierć? Na pewną śmierć? Brikfest zaplanował tak: Za pomocą "Ogniska" muszą wyczyścić pamięć o wszystkich bogach i wbić wszystkim do głowy, że to On, Brikfest i Morgain są prawdziwymi Królami Wszechświata. Podczas bitwy, kiedy wszyscy będą zajęci, oni pójdą na wielką górę i użyją mocy "Ogniska". To będzie wielki koniec i nowy początek. Początek ich rządów.
Po chwili zaczęły bić bębny. Żołnierze Morgaina stanęli na baczność, użytkownicy forum. Adamziomal, Ner`Zhul, Takanui, Gorn, Dynamite, Scorpion, Mor14duk, Kalmahiczek i wszyscy: stanęli na baczność. Kraahkanuva coś obmyślił. Wziął do ręki łuk i najcelniejsze strzały. Miał jeszcze jedną sprawę do załatwienia. Po kilku pełnych ciszy minutach zaczęli biec Wojownicy z Morgainem na czele. Podobnie i Użytkownicy z Adamziomalem i Takanuim na czele. Kraahkauva wbił oczy w Rasheda. Napiął łuk i strzelił. Rashed obejrzał się. W jego stronę leciała strzała, choć o tym nie wiedział. Necros ściął jednego wojownika i biegł do swojego ojca.
- Nie!


Kolejne części Wojen Klanów na stronie 6 tematu!

Kawały i Dowcipy na stronie 4 tematu, a dokładniej pod tym adresem! :
http://www.wormsandbionicle.fora.pl/fan-fic-work,29/oficjalny-fan-fick-forum-obecnie-kawaly-i-dowcipy,205-45.html#1171


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ChaosMaster dnia Pią 19:09, 31 Paź 2008, w całości zmieniany 15 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Jak ci się podoba mój Fan Fick?
Świetny!
75%
 75%  [ 3 ]
Niezły
25%
 25%  [ 1 ]
Taki sobie...
0%
 0%  [ 0 ]
Popracuj, oj popracuj...
0%
 0%  [ 0 ]
Totalny Żal
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 4

Autor Wiadomość
ChaosMaster
Mod (ekspert od Worms)
Mod (ekspert od Worms)



Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Znikąd
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 12:34, 16 Sie 2008    Temat postu:

Double post zamierzony:

Zrobiłem kolejną część pt: Goniec. Czytać i oceniać!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ChaosMaster dnia Wto 21:40, 02 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Jak ci się podoba mój Fan Fick?
Świetny!
75%
 75%  [ 3 ]
Niezły
25%
 25%  [ 1 ]
Taki sobie...
0%
 0%  [ 0 ]
Popracuj, oj popracuj...
0%
 0%  [ 0 ]
Totalny Żal
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 4

Autor Wiadomość
Amon Sol
AMON
<b><u>AMON</b></u>



Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 362
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 13:03, 16 Sie 2008    Temat postu:

Cudo, podobam się sobie... 10/10. No co? po prostu ma to coś. Aha, prześlę ci na pw ważne info o bractwie, którego pewnie nie wiesz.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Jak ci się podoba mój Fan Fick?
Świetny!
75%
 75%  [ 3 ]
Niezły
25%
 25%  [ 1 ]
Taki sobie...
0%
 0%  [ 0 ]
Popracuj, oj popracuj...
0%
 0%  [ 0 ]
Totalny Żal
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 4

Autor Wiadomość
Adamziomal
Dominus et Deus
<b><u><i>Dominus et Deus</b></u></i>



Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 504
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 13:23, 16 Sie 2008    Temat postu:

Twojego drugiego posta usunąłem, ponieważ pierwszy mi się normalnie wyświetla.

Jeśli chodzi o fan fic, to on nie jest niezły, jest rewelacyjny!
Hmmm połączenie Orzełków i Worms users....i to także mój pomysł......ciekawe....
Aha ocena 10/10, na tym forum Kraahk robi najlepsze komiksy, a Ty Ner ff'y.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Jak ci się podoba mój Fan Fick?
Świetny!
75%
 75%  [ 3 ]
Niezły
25%
 25%  [ 1 ]
Taki sobie...
0%
 0%  [ 0 ]
Popracuj, oj popracuj...
0%
 0%  [ 0 ]
Totalny Żal
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 4

Autor Wiadomość
ChaosMaster
Mod (ekspert od Worms)
Mod (ekspert od Worms)



Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Znikąd
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 15:20, 16 Sie 2008    Temat postu:

Adamziomal napisał:
na tym forum Kraahk robi najlepsze komiksy, a Ty Ner ff'y.


Heh Smile Dzięki za ocenki, dam kilka spoilerów:
- W następnym rozdziale będzie walka
A w drugiej części rozdziału:
- Pojawi się nowa postać


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ChaosMaster dnia Pon 20:11, 18 Sie 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Jak ci się podoba mój Fan Fick?
Świetny!
75%
 75%  [ 3 ]
Niezły
25%
 25%  [ 1 ]
Taki sobie...
0%
 0%  [ 0 ]
Popracuj, oj popracuj...
0%
 0%  [ 0 ]
Totalny Żal
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 4

Autor Wiadomość
ChaosMaster
Mod (ekspert od Worms)
Mod (ekspert od Worms)



Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Znikąd
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:22, 18 Sie 2008    Temat postu:

Double post zamierzony:

Który to już double-post z rzędu? Ale jakby co piszę, że napisałem kolejną część, która nazywać się "Pierwsze Uderzenie cz.1". Oceniać!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ChaosMaster dnia Wto 21:41, 02 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Jak ci się podoba mój Fan Fick?
Świetny!
75%
 75%  [ 3 ]
Niezły
25%
 25%  [ 1 ]
Taki sobie...
0%
 0%  [ 0 ]
Popracuj, oj popracuj...
0%
 0%  [ 0 ]
Totalny Żal
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 4

Autor Wiadomość
Adamziomal
Dominus et Deus
<b><u><i>Dominus et Deus</b></u></i>



Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 504
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:46, 18 Sie 2008    Temat postu:

Jeśli chodzi o robienie double-postów tego typu, to można robić potem dokładnie to napiszę w aktualizacji regulaminu.

Część super. No tak wpadłem w pułapke........


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Jak ci się podoba mój Fan Fick?
Świetny!
75%
 75%  [ 3 ]
Niezły
25%
 25%  [ 1 ]
Taki sobie...
0%
 0%  [ 0 ]
Popracuj, oj popracuj...
0%
 0%  [ 0 ]
Totalny Żal
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 4

Autor Wiadomość
Amon Sol
AMON
<b><u>AMON</b></u>



Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 362
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:03, 18 Sie 2008    Temat postu:

No ciekawe. jak zwykle 10/10. Nie moge się doczekac aż będę nawaląc!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Jak ci się podoba mój Fan Fick?
Świetny!
75%
 75%  [ 3 ]
Niezły
25%
 25%  [ 1 ]
Taki sobie...
0%
 0%  [ 0 ]
Popracuj, oj popracuj...
0%
 0%  [ 0 ]
Totalny Żal
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 4

Autor Wiadomość
Kalmahiczek
Początkujący
Początkujący



Dołączył: 29 Lip 2008
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 11:25, 19 Sie 2008    Temat postu:

Część trzecia ze mną.Czytałem tylko framenty o sobie Very Happy ocena to 10/10.

Już się do tego nie przyznawaj... bo to żałosne..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Jak ci się podoba mój Fan Fick?
Świetny!
75%
 75%  [ 3 ]
Niezły
25%
 25%  [ 1 ]
Taki sobie...
0%
 0%  [ 0 ]
Popracuj, oj popracuj...
0%
 0%  [ 0 ]
Totalny Żal
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 4

Autor Wiadomość
ChaosMaster
Mod (ekspert od Worms)
Mod (ekspert od Worms)



Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Znikąd
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:24, 22 Sie 2008    Temat postu:

Dziękuje już kolejny raz za ocenki. Teraz mały spoilerek dotyczący Fan-Ficka:
- Następna część będzie tylko o podróży gońca.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wormsandbionicle.fora.pl Strona Główna -> Fan Fic & Work Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 1 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin